Jako M.W.
Jak w reklamie – zawsze pewnie, zawsze zdrowo, a co najważniejsze niezbyt daleko i wcale nie tak drogo. Jeśli się odpowiednio wybierze, oczywiście. A jest w czym wybierać, bo austriacki przemysł turystyczny zimą, właśnie na ośrodkach narciarskich stoi.
Jest ich mnóstwo. Małych i dużych. Są nawet, nie obrażając nikogo, ośrodki-lunaparki z kilkoma trasami podobne do naszych, tyle, że najbliższe leżą już niespełna 100 km na zachód od Wiednia. Dojeżdża się do nich autostradą, więc tylko wiedeńczykom pozazdrościć. Mimo to, stacje narciarskie Semmeringu raczej nam nie zaimponują. Co innego takie, które mają po 100 km tras lub więcej, albo takie, które obejmują lodowce. Tych ostatnich jest w ojczyźnie Mozarta osiem, i można na nich jeździć przez cały rok. Ponieważ jednak Austriacy są dobrze zorganizowani, a wręcz ortodoksyjni, kończą sezon zimowy wkrótce po Wielkanocy, choćby nie wiem co. Wyciągi mogą oczywiście nadal pracować, bo zakazu nie ma, ale cała infrastruktura i zaplecze funkcjonują wówczas na zmniejszonych obrotach. Zaczynają się porządki, remonty, konserwacje… Mówiąc krótko – jest po sezonie, i Schluss! Z rodzinnego punktu widzenia najbardziej interesuje nas okres szkolnych ferii. Nieco niefortunnie dla naszych kieszeni nakładają się one na szczyt zimowego sezonu w całych Alpach, co siłą rzeczy równa się najwyższym cenom i największemu obłożeniu wszystkich stacji. Na szczęście, przy wspomnianej rozległości austriackich systemów narciarskich i świetnej organizacji, tłumy rozpraszają się po stokach. Miejscowi nie mają więc pojęcia co to jest „kolejka do wyciągu”. Na trasach natomiast, perfekcyjnie zresztą przygotowanych, nigdy nie ma tłoku. Fundamentalne warunki bezpiecznej i przyjemnej jazdy są więc spełnione w 100 procentach. Co zaś się tyczy cen, to Austriacy jako pierwsi zainteresowali się naszym rynkiem. Analizują sumiennie nasze oczekiwania i dostoswują ofertę do możliwości. Od ładnych kilunastu lat należymy bowiem do najliczniejszych klientów ich stacji narciarskich. Rozejrzyjmy się więc co nam oferują w sezonie 2013/2014.
W okolicach Innsbrucku
Zacznijmy od lodowców, bo nic podobnego u siebie nie mamy. Ich największe zagłębie jest w Tyrolu. Aż pięć terenów narciarskich odległych od otoczonego górami Innsbrucku, oddalonych o pół do dwóch i pół godziny jazdy samochodem albo publiczną komunikacją. Od kilku lat funkcjonuje jeden karnet na wszystkie więc, jeśli ktoś chce, to może je zwiedzić podczas urlopu. Tylko, że wtedy najwygodniej byłoby mieszkać w stolicy Tyrolu, w Innsbrucku. A to nie jest najbardziej ekonomiczne rozwiązanie. Ja stawiam na Stubai. Jest tam najwięcej tras włącznie z karuzelą wokół najwyższego wierzchołka w obrębie systemu. Jedyną w Europie, której trasy zbiegają po lodowcowych jęzorach. Wyciągi natomiast wywożą nas pod Jochdohle – najwyżej położoną w Austrii restaurację. Jeszcze kilka lat temu była to stylowa drewniana gospoda. Dziś lśni w słońcu ganz modern jak mówią Austriacy, rondel ze stali i szkła. Ale najfajniejsza rzecz jest obok. Gigantyczny tron ducha gór, na który wspinają się i mali i duzi, żeby pstryknąć sobie pamiątkową fotkę. W miejscowościach rozrzuconych po stubajskiej dolinie, zaledwie pół godziny jazdy od Innsbrucku można znaleźć apartament, czyli pokój z kuchenką w cenie od 25 euro od osoby. Po nartach można korzystać oczywiście z uroków pięknego habsburskiego miasta. Podziwiać słynny Złoty Wykusz na starówce, obżerać się smakołykami, kupić kryształki w firmowym sklepie Swarovsky’ego, albo wybrać na peryferie miasta do Igls, żeby się przejechać bobslejem. Rewelacja. Prowadzi profesjonalista, a klienci tworzący załogę muszą jedynie zachowywać się tak samo jak on. Jak się przechyla w lewo, to my razem z nim, jak w prawo, to my też. Pomylić się niepodobna bo cała załoga przypomina szprotki w puszce. Na zakrętach siłę odśrodkową poczujemy całym jestestwem – gwarantuję. I nie będziemy chcieli wierzyć, że to wersja lajtowa – tylko 95 km na godzinę. Zawodnicy… przekraczają setkę.
Z duchem Mozarta
Tyrol ma konkurencję. Choćby w Kraju Salzburskim, na którego terenie rozciąga się większość terenów narciarskich Ski Amadé (należą do niego też ośrodki sąsiedniej Styrii). Pod nazwą nawiązującą do imienia Mozarta, kryje się jeden wspólny karnet, a w konsekwencji dostęp do z górą 760 km tras zjazdowych i snowparków w 25 miejscowościach. Wprawdzie odległości między nimi nie przekraczają godziny jazdy samochodem, jednak tygodniowy urlop jest zbyt krótki żeby choćby pobieżnie wszystkie poznać. Wystarczy natomiast, żeby posmakować różnorodności, wziąć udział w wybranych imprezach i odwiedzić niezwykłe miejsca. Takie jak Schladming, w którym trasy układają się w huśtawkę o łącznej długości 115 km. Albo zalesione, osłonięte od wiatrów niższe partie Hochköniga, gdzie – zgodnie ze znakiem „Welcome Beginners” – szczególnie rozbudowana jest oferta dla stawiających pierwsze kroki na nartach czy desce. Nad zabawami dzieci czuwa sympatyczny kudłaty Schneewurtzel. Jest bielutki jak śnieg i wygląda jak Yeti, ale nie człapie tylko jeździ doskonale na nartach. Jeśli wybierzemy trasy doliny Gastein, to po dniu spędzonym na nartach zanurzymy się w basenach wypełnionych termalną wodą. A co więcej zwiedzimy słynne Bad Gastein, kurort, który osobiście odwiedził niegdyś cesarz Franciszek Józef I. Wprawdzie nie po to by jeździć na nartach tylko żeby otworzyć linię kolejową. Kolej służy do dziś mieszkańcom i gościom. A tryskające w samym centrum Bad Gastein gorące źródła otaczają stłoczone, pamiętające czasy cesarza wspaniałe hotele, luksusowe wille i imponujące kasyno. Bad Gastein dobrze jest zwiedzać. Mieszkać lepiej, przynajmniej ze względu na kieszeń, w sąsiednich miejscowościach. Skibusy i kolej ułatwiają komunikację. Na linię kolejową nanizane są ponadto takie miejscowości jak Bischofshofen, gdzie odbywa się finałowy konkurs Międzynarodowego Turnieju Czterech Skoczni czy Filzmoos, w którym kilkanaście dni później ma miejsce jeden z najbarwniejszych festiwali baloniarskich w Alpach.
Albo z Franzem Klammerem
Dygresja o Franciszku Józefie i termach przywodzi na myśl sąsiednią Karyntię. Krainę znaną nie tylko z gór, ale także z jezior i kąpielisk. We flagowym ośrodku wypoczynkowym jakim jest Bad Kleinkirchheim działają dwa rozbudowane kompleksy termalne. A ponieważ z okolic wywodzi się dwukrotny zdobywca Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim i mistrz olimpijski Franz Klammer, gospodarze wymyślili atrakcję z jego udziałem. Słynny alpejczyk będzie osobiście towarzyszyć narciarzom na stokach w godzinach 7.30-9.30. Akcja nosi hasło „Early Morning Skiing”, i jedyne co mnie w niej niepokoi to wczesna godzina. Nieco sprzeczna z moim i moich dzieci podejściem do poranków w czasie wolnym od pracy i szkoły. No ale cóż? Zobaczymy – warto przecież pojeździć z Klammerem. Akcja zaplanowana jest na okres od 4 stycznia do 8 marca 2014 roku. W tym czasie dzieci do lat 12 będą jeździć na nartach za symboliczne 1 euro dziennie. A każdy karnet na więcej niż 2 dni upoważni posiadacza do wejścia bezpłatnie na stoki lub do wspomnianych term – jak kto woli. Natomiast w czasie specjalnej promocji „Narty i termy”, w terminie od 8 do 29 marca 2014, karnety będą się mieścić w cenie noclegu, zaś wstęp do term będzie tańszy o 50%. Muszę przyznać, że to kuszące i warte rozważenia propozycje. Tym bardziej, że Karyntię kojarzę także z oryginalną grą. Na jej nazwie łamię sobie język: Eisstockschießen. To ciekawe, ludowego pochodzenia połączenie kręgli i curlingu. Ba, w Karyntii działa największa w Austrii liga sportowa w tej dyscyplinie, a emocjonujące zawody odbywają sie na taflach zamarzniętych zimą jezior. Z zimowych rozgrywek, także zresztą w konkurencjach hippicznych i łyżwiarskich, słynie Kärntens Naturarena w Naßfeld-Hermagor. Pokryte lodem Weißensee tworzy tam największe naturalne lodowisko w Austrii. Ale w Eisstockschießen może grać każdy, i wszędzie. W najmniejszej nawet wiosce jest specjalnie przygotowane do tego lodowisko. Na wolnym powietrzu lub poda dachem. A jeśli chodzi o grę to ma wariant zespołowy, znakomicie sprzyjający integracji oraz bardziej indywidualny, w którym ciężki pion trzeba tak puścić po lodzie żeby trafić w tabliczkę z jak największą ilością punktów. Nie ma w tej grze ograniczeń co do płci ani wieku, wiec dorośli mogą się doskonale bawić razem z dziećmi.
Na koniec mój typ
Granica Karyntii i Kraju Salzburskiego przechodzi przez Przełęcz Katschberg. Zróżnicowane trasy narciarskie zbiegają z okolicznych stoków po obu stronach owej przełęczy, a na niej samej jest teren przygotowany specjalnie dla najmłodszych. Przy przeszkodach i dmuchanych bramkach uśmiecha się uchylając cylindra gigantyczne niebieskie serduszko. Obok jest restauracja, na której tarasie można wystawić twarz do słońca. Zerkać na postępy pociech, które oddaliśmy pod opiekę miejscowym instruktorom, a samemu spokojnie sączyć piwo. Można też się wymknąć gdy dzieci zajęte są pokonywaniem przeszkód i pojeździć trochę samemu. Wiele austriackich hoteli proponuje nawet całodniową opiekę nad dziećmi, nawet nad niemowlętami. Podpatruję zawsze z mieszanymi uczuciami niemieckich rodziców. Korzystają z tego typu ofert bardzo chętnie, rozstając się praktycznie na cały dzień ze swoim potomstwem. Chyba jestem staroświecka, bo na ferie wyjeżdżam z dziećmi właśnie po to żeby cieszyć się ich towarzystwem. Oczywiście nie mam nic przeciwko rozstaniu na 2 czy 3 godziny, które spędzą pod okiem instruktora. Nauczą się przecież więcej niż ode mnie, bo austriaccy instruktorzy są chyba najlepsi na świecie. A potem pojeździmy sobie wspólnie. I to będą naprawdę fajne ferie.
INFO
Karnety narciarskie
Ceny są relatywne do rozległości terenu narciarskiego. W tzw. niskim sezonie – na początku i końcu zimowego okresu urlopowego, karnety są tańsze. Przykładowo, we wspomnianych ośrodkach, ceny 6-dniowych karnetów narciarskich w sezonie 2013/2014:
* Lodowiec Stubai: Stubaier Super Skipass (obowiązuje w calej dolinie Stubai w okresie 7 grudnia 2013 – 21 kwietnia 2014) – 222 euro (dorośli), 111 euro (dzieci 10-14 lat), dzieci poniżej 10 roku życia z 1 pod opieką 1 z rodziców jeżdżą gratis.
* Katschberg: w wysokim sezonie (22 grudnia 2013 – 06 stycznia 2014 oraz 26 stycznia – 15 marca 2014) – 216 euro (dorośli), 108 euro (dzieci); w niskim sezonie, odpowiednio – 209 i 105 euro. Opłaca się zaopatrzyć w Katschi´s Family Card, czyli skipass rodzinny.
* Ski Amadé: w wysokim sezonie (21 grudnia 2013 – 10 stycznia 2014 oraz 25 stycznia -13 marca 2014) – 227 euro (dorośli), 113,50 euro (dzieci) w niskim sezonie, odpowiednio – 211 i 105,50 euro; rodzinne rabaty, takie jak np.: 3 dziecko i następne urodzone po 1993 roku jeździ z rodzicami i rodzeństwem za darmo, zniżki rodzinne w weekendy i na Wielkanoc.
W Internecie
Serwis informacyjny o wszystkich krajach związkowych (po polsku): www.austria.info.pl
Tyrolskie lodowce (z polską wersją językową): www.tyrol.pl
Stubaier Gletscher (z polską wersją językową): www.stubaier-gletscher.com
Katschberg (portal nie ma polskiej wersji): www.katschi.at
Ski Amadé (z polską wersją językową): www.skiamade.com
0 komentarzy dotyczących “Austria – na zimę 2013/2014”