Afryka Maroko

Maroko – zdrowie i uroda spod drzewa życia

Rozwój marokańskiej farmacji biegnie dwoma ścieżkami. Współczesną, na której spotykamy  specjalistów z cenzusem wyższych, nierzadko europejskich uczelni i zbliżone do naszych normy prawne. Oraz egzotyczną, przesyconą berberyjską tradycją i nakazami Allaha, na której o wszystko można, a nawet należy się targować, bacząc by nie stać się ofiarą własnej naiwności.

Obu ścieżkami podążają coraz liczniejsi turyści, poszukujący przede wszystkim panaceów na zdrowie i urodę. W Maroku, ze względu na wpływy z czasów kolonialnych, chwytliwe w całym świecie hasło Health & Beauty wyrażane jest najczęściej po francusku: santé et de beauté.

Europejska strona medalu
Farmaceutyczna kariera stała się na przełomie wieków kuszącą perspektywą, o czym świadczy dobitnie apteczny boom, jaki nastąpił w minionej dekadzie. W stosunku do lat 90. XX wieku, liczba aptek wzrosła w Maroku niemal trzykrotnie. Dziś na terenie kraju działa 3700 placówek, obsługiwanych przez 7500 dyplomowanych pracowników. Co ciekawe blisko 60% z nich legitymuje się dyplomem którejś z europejskich uczelni. Do studiowania na zagranicznych uczelniach popycha młodzież prozaiczna rzeczywistość. W krajowych, na obleganych fakultetach farmaceutycznych po prostuje brakuje miejsc. Chętni wyjeżdżają więc na nasz kontynent. Wprawdzie najczęściej do Francji i Włoch, ale zdarza się, że studiują także w innych krajach. Chociażby w Polsce.

Wykształceni w Europie, zachowują się później po europejsku. Praktykom w takim stylu sprzyja też polityka marokańskiego państwa i prawo, którego standardy są sukcesywnie dostosowywane do naszych norm, bowiem Maroko już w 1987 roku deklarowało chęć przystąpienia do UE. Bruksela położyła wprawdzie kres tym nadziejom, podając jako powód konflikt z Saharą Zachodnią, niemniej jednak Maroko stowarzyszone z wielkim europejskim bratem, podtrzymuje i sukcesywnie poszerza stosunki handlowe i dyplomatyczne z krajami Starego Kontynentu. Jako partner, traktowane jest tym poważniej, że odgrywa czołową rolę wśród krajów Maghrebu. Od czasów średniowiecznej arabskiej ekspansji tym mianem określa się obszary północno-zachodniej Afryki. Przejętą od Arabów nazwę, Europejczycy stosowali przez jakiś czas jedynie do Maroka, Algierii i Tunezji, ale teraz obejmuje się nią również Libię, Mauretanię i Saharę Zachodnią, słowem wszystkie państwa, współpracujące ze sobą w ramach Arabskiej Unii Maghrebu.

Aptekę w Maroku może prowadzić i być jej właścicielem jedynie dyplomowany farmaceuta, po odbyciu rocznego stażu. Nieodzowne jest przy tym posiadanie obywatelstwa marokańskiego (wyjątek stanowią jedynie małżonkowie marokańskich obywateli). Można być właścicielem tylko jednej placówki, bo póki co Maroko obawia się monopolu sieci wspieranych przez producentów i dystrybutorów leków. Zakładanie aptek poddane jest kontroli. Kluczowe znaczenie dla ich rozmieszczenia ma przepis, że sąsiadujące ze sobą placówki musi dzielić przynajmniej 300-metrowy dystans. Sprawdza go komisja złożona z urzędników miejscowej prefektury, przedstawicieli izby aptekarskiej i związków zawodowych, w towarzystwie właściciele najbliższych aptek, którzy są zapraszani na tego rodzaju akcje. Dyskutowane jest zastosowanie zasady demograficznej – 1 apteka na 5 tys. mieszkańców, ale przeważają głosy krytyczne. Chociaż bowiem wskaźnik urbanizacji wynosił w 2010 roku 58%, a do miast migruje średnio 2,1% obywateli rocznie, na prowincji, nawet w trudno dostępnych terenach górskich i pustynnych wciąż pozostaje spora część populacji, w tym plemiona prowadzące od pokoleń koczowniczy tryb życia.

Niestety, w ostatnich latach pojawił się także problem cen leków i skorelowanej z nimi dostępności. Preparaty medyczne są drogie. Turystów ostrzegają przed tym wszelkie bedekery i przewodniki, zaś mieszkańcy odczuwają ten fakt boleśnie na co dzień. Pomimo bowiem odnotowywanego ostatnio wzrostu gospodarczego (4,6% w 2011 roku, 85 miejsce na świecie w rankingu CIA Factbook), kraj zaliczany jest do biednych, a wygórowane ceny leków żywności i paliw wskazywane są jako ważny powód budżetowych trudności oraz hamulec w podjętej pod rządami króla Mohammeda VI, budowie otwartej wolnorynkowej gospodarki. W kwestii leków podjęto decyzję o częściowej ich refundacji. Z komercyjnych ubezpieczeń korzysta zaledwie 20% populacji. Marokańśkie władze dążą do objęcia systemem ubezpieczeń wszystkich pracujących i roztoczenie opieki nad bezrobotnymi. Póki co z tytułu ubezpieczenia zdrowotnego pacjentom przysługuje zwrot rzędu 50-70% ceny ale tylko na zamienniki leków oryginalnych. Refundacja nie obejmuje preparatów OTC.

60% Tylu marokańskich aptekarzy legitymuje się dyplomem europejskiej uczelni.

Jak poinformowały w 2011 roku: FNSPM (La Fédération nationale des syndicats des pharmaciens du Maroc) – Narodowa Federacja Farmaceutyczna oraz AMIP (La Association marocaine de l’industrie pharmaceutique) – Stowarzyszenie Przemysłu Farmaceutycznego, ok 30% aptek przeżywa obecnie trudności finansowe. Proponowane obniżenie marż w aptekach może doprowadzić do ich bankructwa. Warto przy tym pamiętać, że ceny leków są na terenie całego kraju takie same. Aptekarze z prowincji cieszą się w związku z tym znaczącymi ulgami podatkowymi, co zwiększa ich szanse na zysk i ma zachęcać do podtrzymania działalności. Z wnioskiem o obniżenie marż wystąpiła Boston Consulting Group, we wnioskach z badań rynku farmaceutycznego. Wnioski z badań trafiły na parlamentarne forum, wywołując zażartą dyskusję polityków i zdecydowany sprzeciw aptekarskich zrzeszeń. Ich zdaniem scenariusz zamykanych aptek uderzy w pacjentów. Tym dotkliwiej, że placówki te pełnią w Maroku istotną rolę podstawowego ogniwa w łańcuchu opieki zdrowotnej. Koran bowiem nakazuje dbałość o zdrowie (bez wnikania w szczegóły jak), a Maroko jest krajem muzułmańskim (bez fanatyzmu i ortodoksji, ale religijnym). Pacjenci oczekują więc od farmaceutów rzetelnej diagnozy i porady. Często w ogóle nie zgłaszają się do lekarza. Przecież na leki, oprócz psychotropowych i zawierających substancje narkotyczne, nie potrzeba tutaj recept. W praktyce więc, to aptekarz, a nie lekarz proponuje kurację. Konsekwentnie też, wskazuje odpowiednie leki i instruuje jak je stosować. Ponadto, służy pierwszą pomocą w nagłych wypadkach, a na co dzień jest źródłem informacji na temat szeroko pojmowanych kwestii zdrowotnych – od antykoncepcji po zasady prawidłowego żywienia. W związku z potrzebami diagnostycznymi normą stało się wykonywanie w aptekach pomiarów ciśnienia lub poziomu cukru we krwi, czy przeprowadzanie testów ciążowych. Apteki usytuowane w najchętniej odwiedzanych przez przybyszów z zagranicy miastach podjęły sprzedaż środków kosmetycznych oraz różnych naturalnych specyfików, oferują też związane z nimi tradycyjne zabiegi, masaże lub ćwiczenia, na przykład ajurwedyjskiej proweniencji.

Berbeyjski rewers
W programie każdej niemal zorganizowanej wycieczki do Maroka jest wizyta w aptece berberyjskiej, ukrytej zazwyczaj w jednym z licznych zaułków suku – rozedrganego, gwarnego targowiska. Wystrój trąci magią i ezoteryką. Na pólkach przyciągają uwagę szeregi słoików z maściami, flakoniki z olejkami, wiązki ziół, suszące się skóry jaszczurek, żółwie i kameleony w zbiornikach. Z lekami sąsiadują sterty barwnych przypraw. Można sięgnąć do nich ręką albo jeszcze lepiej, pochyliwszy się, odurzyć aromatem. W powietrzu unoszą się i przenikają zapachy.  Mięty, szafranu, czarnuszki, kminku, kardamonu i dziesiątek innych znanych lub nieznanych nam substancji. Fama niesie, że berberyjscy sprzedawcy mają panacea na wszystkie nieszczęścia tego świata – od bólu zębów po złamane serca. Wyrabia się je na miejscu, z reguły w przesłoniętym kotarą pomieszczeniu-laboratorium. Atmosfera berberyjskich aptek jednych zniewala, innych skłania do sceptycyzmu. Pojawiające się często podejrzenia o oszustwo są mocno przesadzone. Przecież Allah jest wielki i Allah patrzy, a oszukiwać zabrania. Co innego, wykorzystać niewiedzę, bądź naiwność niewiernych… Żądni wiecznej młodości turyści wezmą za dobrą monetę jakiekolwiek zabarwione na pomarańczowo oleje.

Podstawą uczciwej medycyny berberyjskiej jest głęboka znajomość ziół i naturalnych ekstraktów pochodzenia zwierzęcego. Ich preparaty z pewnością nie są szkodliwe. Co do skuteczności, celnie ujął tę kwestię jeden z internautów, uczestniczących w dyskusji o cudownych walorach słynnego oleju arganowego: „trudno powiedzieć, przecież marokańskie kobiety mają pozakrywane ciała”. Wspomniany olej jest specyfikiem najbardziej poszukiwanym, marokańską specjalnością i to złotonośną. Jest bowiem podstawowym składnikiem maści, olejów i balsamów, a sam w sobie także skutecznym medykamentem i kosmetykiem. Ba, używa się go także do potraw. Autochtoni nazywają go ardjan, a przenośnie mówi się o nim marokańskie złoto lub migdał Berberów. Ma lekko wpadające w czerwień pomarańczowe zabarwienie, a jego eteryczne komponenty roztaczają delikatną orzechową woń. Pierwsze wieści o tym specyfiku przywiózł do Europy na początku XVI wieku Joannes Leo Africanus (był Maurem, a jego rodowe imię brzmiało al-Hasan ibn Muhammad al-Wazzan al-Fasi). Drzewa arganowe trafiły do ogrodów pałacowych starego kontynentu, ale że nie owocowały, moda na nie przeminęłą. Światowy rozgłos olej arganowy uzyskał dopiero w latach 90. XX wieku, po badaniach przeprowadzonych przez Zoubidę Charrouf profesor chemii z Uniwersytetu w Rabacie. Okazało się, że lecznicze właściwości powoduje ogromna zawartość witaminy E i nienasyconych kwasów tłuszczowych, obniżających poziom cholesterolu. Po ogłoszeniu tych rewelacji, w Maroku zaczęły powstawać spółdzielnie nastawione na produkcję oleju arganowego. Zatrudniono przy tym setki kobiet, które i tak zwyczajowo tym się zajmowały, tyle, że proces zmechanizowano, a w spółdzielniach zajęto się także ich podstawowym wykształceniem – uczą się czytać i pisać (według statystyk 35% Berberek to analfabetki). Jak dotąd nie udało się zmechanizować jednego tylko etapu produkcji oleju arganowego – miażdżenia pestek. Nie udało się bowiem skonstruować urządzenia, które mogłoby konkurować ze sprawnością rąk Berberek. Spółdzielnie sadzą każdego roku nowe drzewka, co sprzyja podtrzymaniu gatunku.

Olej używany w kuchni jest gorzkawy i ma orzechowy posmak. Spreparowany specjalnie do celów kosmetycznych jest zazwyczaj bezbarwny i pozbawiony zapachu. Gęsty. Zawiera około 100 substancji czynnych, w tym pięć grup związków antykancerogennych: karoteny, polifenole o działaniu antyoksydacyjnym i przeciwrodnikowym, sterole (ujędrniają i wygładzają naskórek), alkohole triterpenowe i tirukallol (łagodzi objawy alergii), beta-amyrinę o właściwościach przeciwzapalnych oraz butyrospermol, którego można używać do pielęgnacji skóry przed i po opalaniu. Olej arganowy wpływa wzmacniająco na system immunologiczny, obniża zawartość tłuszczu we krwi, poprawia krążenie, reguluje ciśnienie, zwalnia procesy starzenia się komórek, regenerując już zniszczone i chore, dezynfekuje, pomaga w odbudowie tkanki łącznej, sprzyja przemianie materii. Ba, zmniejsza ryzyko choroby nowotworowej, zawału serca, miażdżycy, Alzheimera, Parkinsona, różnych chorób skór i reumatyzmu. Łagodzi bóle stawów i mięśni, a u niemowląt odparzenia. Jest bardzo poszukiwany przez dojrzałe kobiety, bo zapobiega cellulitowi i rozstępom spowodowanym ciążą. Spowalnia powstawanie zmarszczek i wygładza istniejące. Dojrzewającym dziewczętom pomaga uwolnić się od trądziku. Niezależnie od wieku wzmacnia włosy i paznokcie. Używa się go przy masażach ciała i do codziennej pielęgnacji. Doskonale się wchłania nie brudząc ubrań i nie pozostawiając uczucia tłustej skóry. Można go mieszać z ulubionymi kremami wzbogacając ich właściwości. Wykorzystywany jest przy produkcji mydeł, szamponów, kremów po goleniu.

20% Tyle (co najwyżej) oleju arganowego zawierają preparaty dostępne w naszych aptekach. Na suku można dostać olejek bez domieszek. Przede wszystkim jednak ciemny i pachnący orzechami – spożywczy. O kosmetyczny, bezbarwny i pozbawiony zapachu jest trudniej.

Eksportowany w niewielkich ilościach za granicę, stosowany jest jako składnik drogich kosmetyków i preparatów leczniczych, również w Polsce. Ale nawet w produktach z najwyższej półki jego zawartość nie przekracza 20%. Kupowany w sklepach internetowych, sprowadzających go z Maroka firm jest pozbawiony domieszek. Bezpośrednio od Berberów bywa jeszcze wyrabiany tradycyjnymi metodami – bez użycia maszyn. A wraz z czystością preparatu rośnie pewność, że jego działanie będzie niemal cudowne, a już z pewnością wszechstronne. Berberyjski specyfik i jego odkrycie dla współczesnej nauki zbliża dwie, odrębne wydawałoby się ścieżki marokańskiej farmacji.

Drzewo życia
Tym iście bajkowym mianem określane jest w Maroku drzewo arganowe (Argania spinosa), z której nasion wyrabia się olej o niewiarygodnych właściwościach leczniczych i odżywczych. Dostarcza bardzo twardego drewna, stąd określenie „drzewo żelazne”. Drewno arganii – niezwykle twarde i odporne stanowi znakomity materiał meblarski. Ma też dobre właściwości energetyczne i wraz z łupinami orzechów wykorzystywane jest w Maroku jako opał. Wytłoczyny z orzechów jako wartościowa pasza dla zwierząt. A pozostała po tłoczeniu oleju z nasion pasta zwana amolem, posłodzona zastępuje Berberom masło orzechowe.
Arganie próbowano sadzić poza Marokiem, choćby w Hiszpanii, ale drzewa arganowe owocują tylko w południowo-zachodniej części afrykańskiego kraju, w regionie Souss, rozciągającym się między Agadirem, Marrakeszem i Essaouirem oraz w pobliżu Oujda. Łącznie, obszar nimi porośnięty liczy niespełna 800 tys. ha. W 1998 roku region objęto patronatem UNESCO jako rezerwat biosfery. Arganię wpisano także na listę gatunków zagrożonych, ponieważ liczbę drzewek szacuje się dziś na 21 mln. Przed półwieczem było ich ponoć dwukrotnie więcej.
Ciekawa jest wegetacja tej endemicznej rośliny w regionie nader ubogim w wodę i sole mineralne. Do pozyskiwania wody przystosowane są korzenie, którymi drzewo sięga w głąb ziemi. Nawet 30 m, do poziomu wód gruntowych. Jego pień osiąga co najwyżej 10 m wysokości, a korona średnicę 14 m. Drzewo żyje przeciętnie 150-200 lat, a na pierwsze owoce trzeba czekać lat 50. Wiek najstarszych znanych okazów szacuje się na 400 lat. Pień arganii jest poskręcany i sękaty. Sylwetką przypomina drzewo oliwne, ale jego gałęzie są najeżone cierniami, a owoce są żółte i bardziej szpiczaste niż oliwki. Owoce kryją większe od laskowych pestki zwane orzechami. W nich znajdują się nasiona. Charakterystyczne jest to, że skorupa orzecha arganowego jest wielokrotnie twardsza od jakiegokolwiek innego orzecha i bardzo trudno ją rozbić. By dostać się do nasion, Berberowie  wykorzystują fakt, że dla kóz owoce są wielkim przysmakiem. Zbierano więc orzechy przetrawione, z kozich odchodów i dopiero z nich wydobywano ziarna. Owoce zbiera się od lipca do września. Żeby uzyskać litr oleju potrzeba około 30 kg nasion.

Berberowie
To rdzenna ludność Północnej Afryki, która wciąż zamieszkuje obszary od Egiptu po wybrzeża Oceanu Atlantyckiego w pasie między brzegami Morza Śródziemnego a południowymi obrzeżami Sahary. Ich plemiona dotarły niegdyś na Wyspy Kanaryjskie. Współcześnie ich populację szacuje się na 48 mln. Najwięcej Berberów żyje w Maroku (25 mln, gdzie stanowią ok. 70% ludności) i Algierii (ponad 19 mln). Podziwu godną żywotność zawdzięczają chyba drzewu życia i korzystaniu z jego dobrodziejstw. Ich kultura oparła się arabskiej ekspansji i kolonialnym wpływom Europejczyków. Zachowali kulturę, język, starożytną wiedzę i kunszty nie tylko medyczne.

MAROKO DLA TURYSTÓW
Ten afrykański kraj jest tak silnie zorientowany turystycznie, że nie czujemy się w nim obco. Mimo postępującej europeizacji, pozostaje jednak wciąż na tyle egzotyczny, że trudno nie ulec fascynacji jego kulturą. Pod względem krajobrazu i klimatu Maroko oferuje przybyszom ciekawą mozaikę. Nad Atlantykiem i Morzem Śródziemnym rozrzucone są kąpieliska i porty, plaże ciągną się kilometrami. W interiorze piętrzą się góry sięgające 4 tys. metrów. Jakby tego było mało, rozległe połacie południowej części kraju zajmuje pustynia – Sahara. Powierzchnia Maroka jest znacznie większa od Polski, wynosi 447 tys. km2. A populacja nieznacznie tylko mniejsza – 35 mln. ludzi.

Podróżujący z Europy, dostają się najczęściej do Maroka przez Gibraltar. Jednak z rejsami promowymi konkurują coraz wygodniejsze i tańsze połączenia lotnicze. Największą popularnością wśród turystów cieszy się wybrzeże i rozrzucone wzdłuż niego miasta – stolica kraju Rabat, Casablanca, Tanger, Agadir i Essaouria. W głębi kraju usytuowane są dawne stolice, kuszące egzotyczną atmosferą – Fez, Marrakesz i Meknes. Poszukujący przygody na Saharze odwiedzają  miasto Tiznit, znane też szeroko z wyrobu tradycyjnej berberyjskiej biżuterii. Szczególną atmosferę ma Kulimin, w którym odbywają się największe bodaj targi wielbłądów. Wyruszając w góry Atlasu warto pamiętać o ośrodkach Azra i Ifran, a poszukując oryginalnej alternatywy dla europejskich kurortów zimowych o Michlifene, największej z marokańskich stacji narciarskich.

Sercem i duszą Maroka jest z pewnością Marrakesz. Nad gęsto stłoczoną zabudową górują słynne zabytkowe obiekty: meczet Koutubia, pałac Bahia, grobowce dynastii Saadytów. Na placu Djema El-Fna odbywa się przez cały dzień handel, a wieczorem pojawiają się zaklinacze węży, akrobaci i wróżbici. Ciasne uliczki Marrakeszu tworzą prawdziwy labirynt. Jakbyśmy się jednak nimi nie poruszali doprowadzą nas na suk, bodaj największy i najsłynniejszy w Maroku. To na nim poszukujemy zazwyczaj przypraw i kosmetyków, zwłaszcza cudownego arganowego olejku. W sąsiadujących z targowiskiem uliczkach kryją się rzemieślnicze warsztaty, w których można nabyć tradycyjne wyroby, zwłaszcza tkaniny.

Suk znajdziemy w każdym mieście, w jego najstarszej części zwanej medyną. Medyna z Marrakeszu została wpisana na listę UNESCO. Oryginalną, bo zaprojektowaną w 1970 roku przez Coco Polizziego znajdziemy w nowoczesnym, portowym mieście, jakim jest współczesny Agadir. W 1960 roku miasto nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi. Planując odbudowę medyny, włoski artysta nawiązał do dawnej architektury i zdobnictwa. Prace budowlane rozpoczęto w 1992 roku, wznosząc na obszarze 4,5 ha budynki z kamieni, ziemi i drewna sprowadzanych z okolic Agadiru. Plany obejmują także utworzenie sztucznego zbiornika wodnego i ogrodu botanicznego. Póki co miasto przyciąga turystów nadmorskimi plażami i famą, która głosi, że przez 300 dni w roku świeci tutaj słońce. Malowniczą scenerię ma stary port rybacki. Z usytuowanej na wzniesieniach dzielnicy Kasbah można objąć wzrokiem całe miasto. A jego główne obiekty wznoszą się przy prowadzącym równolegle do plaż bulwarze Muhammada V, za panowania którego, w 1956 roku Maroko wyzwoliło się spod kolonialnej zależności od Francji i Hiszpanii.

Na północ od Agadiru, w odległości około 170 km, leży „biała perła atlantyckiego wybrzeża” – miasto Essaouria. Poetyckie określenie zawdzięcza białym domom nawiązującym architekturą do wzorów portugalskich. Tu także są piękne plaże i panuje sprzyjający wypoczynkowi klimat. Pełne swoistego uroku miejsca to stary port i targ rybny, nad którymi góruje wzniesiona przez Hiszpanów twierdza Sqala. Jej mury najeżone są wciąż lufami armat odlanych z brązu. Na tutejszym suku największy podziw budzą dzieła snycerskie – przedmioty wykonane z hebanu i cedru.

Kluczem do poznania Maroka można uczynić berberyjską kulturę. Znakomitą okazją do jej poznania jest Festiwal Róż, jaki w początkach maja odbywa się w górach Atlasu, w dolinie Dades, w miejscowości Al Qal’a Mguna. Te swoiste  dożynki wieńczą zbiory płatków róż, wykorzystywanych do produkcji perfum i wody różanej używanej do celów spożywczych. Imprezę wypełniają tańce i muzyka. Pod koniec czerwca, w Agadirze odbywa się festiwal Timitar, Inne berberyjskie festiwale godne uwagi to lutowe Święto Migdałów w Tafraout, czerwcowe Święto Czereśni w Seffou oraz dwa festiwale jesienne Święto Miłości w Imilchil (wrzesień) i Święto Daktyli w Erfoud (odbywa się w październiku). Oprócz rękodzieła, oryginalną pamiątką berberyjską jest czarne mydło. Można je kupić na każdym suku. Jest rzeczywiście czarne, a to za sprawą czarnuszki (Nigella damascena), rośliny pospolitej w basenie Morza Śródziemnego. Wykorzystywanej jako przyprawa i substancja lecznicza, składników perfum, szamponów i kremów do pielęgnacji ciała oraz chroniących przed słonecznymi oparzeniami.

Trzeba pamiętać, że Maroko jest krajem muzułmańskim, a 9 miesiąc islamskiego kalendarza to Ramadan, obchodzone na cześć objawienia jakiego doznał Mahomet. Allah wyjawił mu prawdy spisane później w Koranie. W tym okresie od świtu do zmierzchu wszyscy wierni przestrzegają wówczas postu. Poza tym wypada powstrzymywać się od palenia i jedzenia, a nawet okazywania głębszych uczuć. Większość kafejek i restauracji jest w dzień zamknięta. Życie wraca na ulice po zmierzchu. Ramadan jest świętem ruchomym. W 2012 roku przypada na okres 20 lipca-18 sierpnia. W 2013 roku, w dniach 9 lipca-7 sierpnia. Miesięczny post kończy się radosnym świętem Id al-Fitr – to czas odwiedzin, składania sobie życzeń i obrzucania się podarkami oraz wspomagania biednych.


Informacje o kraju w portalu: www.visitmorocco.com


Tekst był publikowany na łamach magazynu „Farmacja i Ja” w 2012 roku.

2 komentarze dotyczące “Maroko – zdrowie i uroda spod drzewa życia

  1. Pingback: Maroko – zachodnia rubież islamu | Paweł Wroński

  2. Pingback: Maroko – rzut oka na zachodnią rubież islamu | Paweł Wroński

Skomentuj jeśli chcesz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: