Tylko od strony szwajcarskiej, i tylko z Zermatt, Matterhorn prezentuje swą charakterystyczną sylwetkę. Strzelistej piramidy z zakrzywionym nosem. Sylwetkę, która stała się ikoną Szwajcarii i przynosi krociowe zyski, jako, rozpoznawalny na całym świecie bez pudła, znak marketingowy.
Niegdyś góra nosiła miano Mont Silvius, bo patrzącym od strony szwajcarskiej, kształtem przywodziła na myśl jelenia. Z niemiecka mówiono więc na nią Hirschberg (Jelenia Góra), po francusku Montagne du Cerf, a po włosku Cervin lub Cervino.
Nazwa Matterhorn jest stosunkowo młoda i zapewne została wprowadzona przez alpinistów. Im zawdzięczają nazwy także granie Matterhornu. Ta która sprawia wrażenie skrzywionego nosa to Zmuttgrat. Bardziej znana, przynajmniej z nazwy jest jednak Hörnligrat, bo nią w 1865 roku wdarli się na wierzchołek pierwsi zdobywcy. I wiedzie nią trudna wprawdzie, ale jedyna od strony Zermatt droga na szczyt, którą można pokonać bez wspinaczkowych kwalifikacji. Zimą zaś, u jej podnóża biegnie z rozległej przełęczy pod Matterhornem do samiuśkiego kurortu trasa narciarska, blisko 17-kilometrowej długości i niemal 2,5 km przewyższenia.
Jednak do Zermatt przyjeżdżają nie tylko fani górskich sportów. A też pragną nacieszyć oczy widokiem słynnej góry. Wyjeżdżają więc na Klein Matterhorn, na, którym Szwajcarzy zamontowali taras widokowy, wynajmują helikopter z Zermatt albo awionetkę z pilotem w aeroklubie w Sion. Wielu chce się sfotografować z górą w tle. W tej konkurencji celują bodaj Japończycy. Ile razy zdarzyło mi się zobaczyć ich grupę na Gornergrat, położonej wysoko nad Zermatt stacji kolejowej skąd roztacza się imponująca panorama z Matterhornem w roli głównej, nie wiadomo skąd wyrastał miejscowy fotograf-san.
Pokazywał zdjęcie innej grupy, żeby wiedzieli co ich czeka. Jeśli pokiwali głowami (co przedstawiciele najgrzeczniejszego narodu świata zazwyczaj czynią), uznawał gest za aprobatę i ustawiał grupę w odpowiednim miejscu. Wręczał osobom z pierwszego rzędu flagi japońską i szwajcarską, a u stóp sadzał bernardyna. Oczywiście z drewnianą baryłeczką u szyi. Potem pstryk… i gotowe. Mnie ta sytuacja bawiła, ale celebrujący uroczyście różne wydarzenia goście z Dalekiego Wschodu byli po prostu szczęśliwi. Przecież po to właśnie wybrali się do Europy. Żeby zobaczyć wieżę Eiffela, Koloseum i Matterhorn. Fotografując się ze szczytem w tle, zrealizowali właśnie swoje marzenie.
INFO
www.zermatt.ch
Tekst publikowany w portalu www.smakizycia.pl
0 komentarzy dotyczących “Szwajcaria / Wallis – Matterhorn”