Azja Indonezja

Indonezja / Papua – ostatnie takie miejsce na Ziemi

Tradycje i języki ponad 800 plemion tworzą barwną kulturę Papui, indonezyjskiej prowincji na wyspie Nowa Gwinea. Tym bardziej egzotyczną, że nasza cywilizacja zawitała tam zaledwie kilka dekad temu. I to nie wszędzie. O wielu bowiem plemionach wiadomo nadal jedynie tyle, że są.

Jakżeż więc zaskakujące są słowa płynące z ust pierwszego napotkanego autochtona, wypowiedziane w języku przypominającym wprawdzie bulgotanie, z częstymi powtórkami tych samych zgłosek. Wydaje się zabawny, ale jest zrozumiały dla każdego kto chociaż w podstawowym stopniu opanował angielski. Ten język to tok-pisin albo pidgin. Nazwa jest zlepkiem angielskiego talk oraz wymowy chińskiego pidżin, słowa oznaczającego biznes. Jest używany w miejscowych mediach, rozbrzmiewa podczas obrad parlamentu, wydaje się w nim książki, a dzieci uczą się go w szkołach bo w nim prowadzone są wszystkie lekcje. Używają go także pracujący na wyspie misjonarze. Pidgin ma prostą gramatykę oraz tylko 16 spółgłosek i 5 samogłosek. Jest ojczystym językiem dla zaledwie 120 tysięcy mieszkańców wyspy, ponieważ jednak jako drugim posługuje się nim ponad 4 miliony czyli grubo ponad połowa Papuasów, pidgin pełni na Nowej Gwinei rolę języka uniwersalnego.

Papuaskie plemiona dzieli wiele. Zajmują się uprawą roli, rybołówstwem, myślistwem – zależnie od naturalnych warunków na skrawku terytorium jakie zajmują. Członkowie każdego plemienia inaczej się też noszą i malują. Jednak jeden rys w tej wielokulturowej mozaice jest wspólny. Za każde zdarzenie w ich życiu ktoś musi być odpowiedzialny. Zwłaszcza za śmierć, której naturalnych przyczyn uparcie się nie akceptuje. Na porządku dziennym jest więc poszukiwanie winnego wśród żywych i domaganie się rekompensaty. Aby uniknąć niezręcznej sytuacji miejscowe szpitale odsyłają do domów nieuleczalnie chorych, tłumacząc ich bliskim, że to „sik bilong ples” (pochodząca ze wsi choroba), i szpitalowi nic do tego. Przez autochtonów jest to przyjmowane za jak najbardziej racjonalne wytłumaczenie. Poszukiwaniem przyczyn choroby, lekarstwa, a w razie śmierci – winnego zajmuje się później szaman. Czarownik (glasman), człowiek otoczony czcią i lękiem. Obdarzony przy tym nie lada wyobraźnią, który ima się różnych sposobów by wyciągnąć potrzebne informacje ze zmarłego. Towarzyszą tym zabiegom tradycyjne magiczne rytuały.

Ponieważ cywilizacja wkracza w życie Papuasów, szamani wykorzystują coraz częściej jej zdobycze. Ot, choćby list z zaświatów… przesłany pocztą. Nawet jeśli wzbudzi wątpliwości, rzadko kto zaprotestuje, bo z szamanem lepiej nie zadzierać. Z drugiej strony za swoje usługi szamani żądają ziemi, trzody lub usług seksualnych. A to budzi coraz silniejszy sprzeciw. Zaledwie przed rokiem, światowe media obiegła wieść o aresztowaniu na Nowej Gwinei 29 autochtonów należących do ruchu zwalczającego nieuczciwe praktyki czarowników. „To przeciwko naszej tradycji, etyce i moralności, aby czarownik odbywał stosunek z czyjąś żoną albo młodziutką córką” – mówili aresztowani. I trudno byłoby im nie przyznać racji, gdyby nie to, że oni owych nieuczciwych szamanów… zjadali. Też zgodnie z tradycją, która po wprowadzeniu przez władze indonezyjskie ostrych sankcji zdawała się już odejść do przeszłości. Kanibalizm był bowiem powszechnie praktykowany jeszcze w XX stuleciu. Zjadano surowy mózg zabitego wroga, a najważniejsze organy takie jak serce, wątrobę czy genitalia zanoszono wodzowi lub właśnie szamanowi, który pobierał z nich energię dla członków plemienia.

Cywilizacja przenika powoli zmieniając odwieczny rytm życia Papuasów, a niedostępnymi jeszcze do niedawna ścieżkami, wędruje dziś w głąb deszczowego lasu coraz więcej turystów. Bezpiecznie, bo plemiona, które godzą się ich podejmować – Asmatowie, Dani czy Korowai, dobrze wiedzą co to jest biznes. Wymienione ludy zajmują inne rejony Papui. Asmatowie, których liczbę szacuje się na 70 tysięcy żyją na południowo wschodnim wybrzeżu Nowej Gwinei. Szczególny zachwyt budzi ich sztuka odkryta w minionym stuleciu. Zwłaszcza rzeźby w drewnie, które stały się ozdobą kolekcji Metropolitan Museum w Nowym Jorku i Tropenmuseum w Amsterdamie. Ponoć zachwycały i inspirowały artystów tej miary co Henri Matisse, Marc Chagall czy Pablo Picasso. Poszukiwane przez prywatnych kolekcjonerów osiągają niebotyczne ceny na aukcjach. Ale nie są to zabytki tylko żywa sztuka, wciąż wytwarzane ku pamięci przodków przedmioty.

Niezwykłym pięknem krajobrazu i dziewiczą przyrodą charakteryzują się też dziedziny Asmatów otoczone przez władze Indonezji ochroną w ramach Parku Narodowego Lorentza. Dani zamieszkują wyżyny w interiorze. Pierwsi badacze dotarli do nich w latach 20. XX wieku, w 1938 roku Richard Archbold sfotografował ich Wielką Dolinę z pokładu aeroplanu, a w 1965 wyemitowano film „Dead birds”, nakręcony w dolinie rzeki Baliem przez Roberta Gardnera. Tytuł nawiązywał do rytualnego tańca, jaki wykonywano przez dwa dni po zwycięstwie, używając zdobytej broni i ozdób poległych wrogów. Historię i tradycję ludu Dani otacza mit kanibalizmu, choć podstawą ich kuchni są słodkie pataty, banany i wieprzowina pieczona z okazji największych wydarzeń rodzinnych lub plemiennych w wykopanych w ziemi piecach. Sporą ciekawość budzą też obyczaje związane z życiem seksualnym tej społeczności. I artefakty z przeszłości – kamienie kaneke i mumie wodzów. Pierwsze są relikwią, drugie zapewniają łączność z przodkami i ich opiekę. Były niszczone przez wojska indonezyjskie próbujące w XX wieku siłą podporządkować państwowej administracji papuaskie ludy. Te które przetrwały, Dani pieczołowicie przechowują obok dawnych łupów wojennych w domach mężczyzn.

Trzeci z wymienionych ludów – Korowai, żyją w południowo wschodnich rejonach Papui, na podmokłych terenach. I choć to popularne rozwiązanie stosowane przez wiele papuaskich plemion, kojarzy się ich najczęściej z domami na wysokich drzewach. Ten sposób budowania chroni mieszkańców przed insektami i utrudnia wtargnięcie wrogom. Z terenów zamieszkałych przez Korowai pochodzi cenny aromatyczny agar. To suszone skrawki drewna pozyskiwane z drzew gatunku Aquilaria Malaccensis (Agarwood, Gaharu). Wykorzystuje się go do produkcji kosmetyków, a w Indiach czy w Chinach także do celów leczniczych.

Wizyty w wioskach Asmatów, Dani czy Korowai są niezapomnianym przeżyciem. Tym bardziej, że w ich świecie, wciąż niezbadanym, każdy może stać się odkrywcą. Nie ma przy tym wątpliwości, że to ostatnie miejsce na Ziemi, w którym takie odkrycia są nie tylko możliwe, ale konieczne. Zanim cywilizacja zagłuszy echa przeszłości.

INFO
Eskapady do papuaskich wiosek: www.adventureindonesia.com
Ciekawe informacje o kulturze i obyczajach Papuasów zamieszczane są w formie żywych, osobistych relacji na stronach chrześcijańskich misji (na pallotyńskich po polsku: www.papua.misjesac.pl).

W wersji skróconej (o wątki kanibalskie 🙂 ), tekst był publikowany w magazynie „Świat. Podróże. Kultura.” w r. 2013.

0 komentarzy dotyczących “Indonezja / Papua – ostatnie takie miejsce na Ziemi

Skomentuj jeśli chcesz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: