Do ludwisarni Grassmayrów trafiłem pierwszy raz przypadkiem. Kierowałem się bowiem ku widocznej z centrum Innsbrucku skoczni narciarskiej – Bergisel Schanze. Zatrzymałem się jednak przed niepozornym budynkiem z szyldem muzeum dzwonów.
Wszedłem do wnętrza bez większego przekonania. Ale jak się okazało to nie jest zwykłe muzeum, ale ludwisarnia i to nie tuzinkowa. Tego dnia, w zakładzie panowała szczególna atmosfera. Jak początkowo myślałem – na zapleczu muzeum, była spora hala z cylindrycznymi piecami to wytopu spiżu, a po środku komorą z formami. Zakład ma ponad 400-letnią tradycję. Wykonywano w nim dzwony do świątyń wielu wyznań i restaurowano niejeden cenny okaz nie tylko z Austrii.

W dniu mojej wizyty zalewano właśnie spiżem kilka form. Dla jednego z klasztorów w Innsbrucku, dla kościoła w jednym z miast Ekwadoru i dla Chorwatów, którzy przybyli liczną grupą. Ich kapłan odprawił mszę i pobłogosławił dzwony. Przy wielkich piecach, z rozżarzonym do czerwoności stopem brązu i ołowiu uwijała się grupa pracowników ludwisarni w srebrzystych, odbijających ciepło kombinezonach. Mieszali stop i wlewali do form przy szmerze modlitw chorwackiej grupy. Iście magiczną atmosferę budowały strumienie rozżarzonego spiżu i kłęby unoszącej się wokół pary. Gdy biały tuman opadł, stop stracił świetlistą czerwoną barwę, a powietrze się ochłodziło, głowa rodziny (notabene okazało się, że wszyscy pracownicy w kombinezonach to też członkowie familii Grassmayr), wniósł tacę ze sznapsami. Błogosławieństwo, błogosławieństwem, a kieliszeczek obstlerka w zacnym towarzystwie nikomu nie zawadzi – Prost!
Doceniłem także muzeum. Zwłaszcza, że najmłodszy z Grassmayrów osobiście zaprezentował rodzinny kunszt, wydobywając z dzwonów dźwięki. Głębokie i czyste. Strojenie dzwonów jest sztuką, której powodzenie zależy od proporcji składników stopu. Te zaś, są tajemnicą warsztatu. Niebywałe znaczenie ma oczywiście solidność i precyzja wykonania ważącego czasami nawet kilkaset kilogramów dzwonu. Harmonia dźwięków jest punktem ludwisarskiego honoru.
INFO
www.grassmayr.at
Tekst był publikowany w magazynie „Podróże” w 2004 roku.
0 komentarzy dotyczących “Austria / Tyrol, Innsbruck – dzwony z duszą”