Siena szczyci się historią sięgającą czasów antycznych, bezcennymi zabytkami i malowniczym położeniem na południowym krańcu wzgórz Chianti. Jednak by otrzeć się o ducha starego toskańskiego miasta, trzeba je odwiedzić w czasie Palio.
Słynna końska gonitwa odbywa się na głównym miejskim placu, na Piazza del Campo. W szrankach stają przedstawiciele dzielnic – kontrad. Wydarzeniu towarzyszą nigdzie indziej nie spotykane emocje, bo każdy Sieneńczyk związany jest od narodzin aż do śmierci, z kontradą, z której pochodzi. Z jej godłem, barwami i godnością. Jest to związek tak silny, że nie przełamują go nawet więzi małżeńskie. Mierząc się w wyścigu, kontrady walczą o honor. Na śmierć i życie, bo tylko zwycięstwo przynosi zaszczyt. Przez 90 sekund, bo tylko tyle trwa wyścig. Trofeum stanowi Palio – banner z wizerunkiem Madonny, od którego pochodzi nazwa gonitwy. Niesie się go w triumfalnym pochodzie do kościoła, aby poświęcić podczas uroczystej mszy. Wydawałoby się, że to koniec. Nic bardziej mylnego. Honoru trzeba przecież bronić, a jeśli się utraciło – odzyskać. Zabiegi by to osiągnąć trwają przez cały rok. I nie są uczciwe.

Dni pełne napięcia
Tylko w Sienie, sięgająca średniowiecza tradycja popisów myśliwskich przerodziła się w wyścig, rozgrywany regularnie od 1644 roku, a od 1656 dwukrotnie. 16 sierpnia ku czci Matki Boskiej, której wizerunek przechowuje się w miejscowej katedrze oraz 2 lipca, na cześć Madonny z Provenzano. O zachowaniu obu terminów decydują dziś także względy bezpieczeństwa. Uznano bowiem, że na torze może się znaleźć co najwyżej 10 zawodników. Ale kontrad jest teraz 17, więc o udziale w biegu decyduje losowanie. W lipcu startują konie 10 z nich. 16 sierpnia 7 pozostałych. Ponadto, z lipcowej dziesiątki losuje się jeszcze 3 kontrady. Los daje im szansę na utrzymanie zwycięstwa lub odzyskanie honoru po raz wtóry w tym samym roku. Łatwo sobie wyobrazić jak wielkie napięcie towarzyszy oczekiwaniu na wyniki losowania małymi piłeczkami w barwach dzielnic, zwanymi barberi.

Byłem w Sienie kilka razy, ale podczas Palio to jest zupełnie inne miasto. Nadchodząca gonitwa staje się najważniejszym tematem rozmów. A przynależność do kontrad manifestowana jest na każdym kroku. Ludzie zakładają chusty z barwami swoich dzielnic, wpinają w klapy garniturów wstążki. Nawet dziecięce wózki zdobią wówczas flagi, a niejedna matka przykrywa niemowlę kołderką z kolorami dzielnicy. Eskalacja emocji, które dosłownie wylewają się na ulice, trwa 4 dni. Uroczystości towarzyszące Palio zaczynają się bowiem od kolejnego losowania. Od wyboru koni dla kontrad. Wczesnym rankiem, na trzy dni przed gonitwą, na dziedzińcu ratusza. Wylosowane zwierzęta trafiają zaraz potem pod opiekę miejskich stajennych zwanych barbaresco. Teoretycznie są oni bezstronni i nieprzekupni, ale przedstawiciele dzielnic nie odstępują swoich zwierząt na krok. Pragną je ustrzec przed kradzieżą, bo konkurencja próby takie podejmuje notorycznie. Kontrady samodzielnie wyszukują dżokejów, a zawarty z nimi układ utrzymują w tajemnicy, gdyż próby przekupywania dżokejów także są nagminne. Jeśli nie uda się ustrzec przed przekupstwem, trzeba konkurencję przebić. Ruch w interesie trwa do ostatniej niemal chwili.

Bawiąc w Sienie przed Palio odwiedziłem znajomego w jego biurze. Podczas krótkiej rozmowy nie mógł się opanować, żeby nie zerkać na zegarek. – Przepraszam, ale muszę zaraz wyjść powiedział zmieszany. To ważne dni – dodał, i wyjaśnił, że jego kontrada odniosła w poprzedniej gonitwie sukces. Muszą więc zrobić wszystko co należy, żeby konkurenci nie odebrali im i w tym roku trofeum. Nie podejrzewałem Aleksandra o udział w akcji typu kradzież konia, ale w negocjacjach z dżokejami chyba by się sprawdził. A w dniach poprzedzających gonitwę odbywają się poza placem biegi treningowe – rano o 9., i po południu o 19.30. Po pięciu, zwanych głównymi, ludzie dodają sobie animuszu ucztując, w siedzibach swych kontrad. Choć nie taka jest intencja owych spotkań, cztery dni poprzedzające Palio zamieniają się w wielki kulinarny festiwal. Poczęstunku nie odmawia się nikomu, więc zwiedzając Sienę, mogłem niemal bez ograniczeń kosztować przygotowanych domowym sposobem potraw. Z odnalezieniem siedzib kontrad nie miałem trudności. Ulice każdej dzielnicy udekorowane były jej flagami, a gwar z miejsc spotkań niósł się echem wśród zaułków, podczas biesiady niemal opustoszałych. Wystarczało zresztą skierować się w tę samą stronę co ktoś miejscowy, noszący dumnie barwy kontrady. Zwłaszcza jeśli szedł przyspieszonym krokiem. Niczym podczas najwyższej rangi państwowego święta, na budynkach publicznych powiewają wówczas także sztandary (balzany). W biało czarne pasy, bo takie są barwy Sieny, miasta założonego przez synów Remusa – Senio i Aschio. Jak głosi legenda, uciekając przed stryjem Romulusem, schronili się w górach gdzie wznieśli zamek Senio. Herbem miasta stało się godło ich rodu – wilczyca karmiąca bliźnięta.

Liczy się koń, nie człowiek
W dniu biegu, o godzinie 8., w ratuszowej kaplicy odbywa się Msza Dżokejów celebrowana osobiście przez arcybiskupa. Po niej następuje provaccia – ostatni bieg treningowy, podczas którego ujawniani są zakontraktowani przez kontrady dżokeje. Nie można ich już teraz pod żadnym pozorem zmienić. Czekają zresztą na bieg odizolowani, i nikomu nie wolno się z nimi spotykać. Na Piazza del Campo leżą średniowieczne bruki. W przeddzień biegu wysypuje się na nie piasek, tworząc krąg wokół placu. Moczy i ubija, bo upadek jeźdźca na polepę i tak będzie lepszy niż na bruk. Jeźdźcy zaś spadają z koni regularnie. Trudne do opanowania młode ogiery są ledwo ujeżdżone, a napięcie tłumu udziela im się doprowadzając zwierzęta do szaleństwa. Dżokeje nie używają siodeł, bo gdyby spadającemu noga uwięzła w strzemieniu, niechybnie by zginął. Z reguły koń bez jeźdźca gna z innymi, choć ambicje człowieka nie zmuszają go już do wysiłku. Tym większą chwałą okrył się ogier, który przez dwa sezony z rzędu przybiegał na metę jako pierwszy. Zawsze bez dżokeja.

Barbaresco przekazują konie kontradom w południe, w dniu wyścigu. O 15. w dzielnicowych kościołach się je błogosławi. Spod bram świątyń prowadzi się je potem w uroczystym korowodzie na Piazza del Campo. Przedstawiciele poszczególnych kontrad odziani są przy tym w średniowieczne stroje. Każdą prowadzi rycerz na koniu i dmący w trąby heroldowie. Sztandarami żonglują młodzi chłopcy. To niezwykle ważny i również podniecający element spektaklu. Jeśli bowiem któraś chorągiew upadnie, kontrada okryje się hańbą. Mimo to młodzieńcy prześcigają się w staraniach aby ich pokaz był najefektowniejszy. Wszystkie grupy – łącznie około 700 osób – spotykają się na placu, i okrążają go nie zaprzestając popisów. Pojawia się też Palio, na wozie ciągniętym przez woły. Gdy przed kilku laty banner wykonał Ali Hassoun, artysta pochodzenia libańskiego, i umieścił obok krzyża Gwiazdę Dawida z Półksiężycem, arcybiskup Antonio Buoncristiani nazwał dzieło problematycznym. Przypomniał też w ostrych słowach, że gonitwa odbywa się ku czci Maryi i wywodzi z katolickiej tradycji.

90 sekund
Parada kończy się koło 19. A pół godziny później na starcie pojawiają się konie. Jeźdźcy muszą je ustawić między dwoma naprężonymi, konopnymi sznurami. A nie jest to proste, gdyż ogiery gryzą się i kopią. Do ich opanowania dżokeje mają jedynie baciki z wołowych ogonów. Częściej niż do okiełznania koni używają ich w walce z konkurentami. Z każdą chwilą walka staje się bardziej zacięta i okładanie bacikiem już nie wystarcza. Wtedy w ruch idą kopniaki. Zamieszanie powoduje liczne falstarty, które – choć trudno sobie to wyobrazić – jeszcze bardziej podkręcają atmosferę. Na cześć własnego jeźdźca wznosi się coraz głośniejsze okrzyki. Przeciwników zaś wygwizduje się i obraża coraz wymyślniejszymi przezwiskami. Łatwe do zrozumienia bastardo jest najłagodniejszym spośród nich. Podczas Palio, które obserwowałem, pewien jeździec ruszył w przeciwną stronę niż pozostali. Nikt nie chciał uwierzyć, że znarowiony koń go poniósł. – Oooo! – wrzeszczał tłum. – Musiał sporo dostać! Ku mojemu zaskoczeniu, z nieukrywanym uznaniem.

Przy którymś z kolei wystrzale z armatki, koniom udaje się ruszyć równocześnie. Na długo zapamiętam ten moment, bo potem wszystko dzieje się już błyskawicznie. Mówiąc szczerze niewiele widziałem, bo na placu tłum jest tak gęsty, że nawet trudno się obrócić. Ludzie zajmują miejsca jak najbliżej bariery, koczując na bruku od rana, bo trybuny ustawione wokół są przeznaczone głównie dla prominentnych gości. Palio najlepiej więc obserwować z okien kamienic wychodzących na plac. Moi przyjaciele zdobyli takie miejsce u pewnej starszej pani wywodzącej się ze spauperyzowanej arystokratycznej rodziny. Niewielkie okno średniowiecznej kamienicy dzielili wprawdzie z małżeństwem z Holandii i Nigeryjczykiem, ale i tak mogli ogarnąć wzrokiem całe Piazza del Campo, z nieprzebranym tłumem i wąskim pierścieniem bieżni. W zamian, pani hrabina zainkasowała 100 euro. Ja stałem przy barierce, co najwyżej 30 metrów od linii startu, ale już przy pierwszym okrążeniu smagnął mnie po twarzy koński ogon. Potem zaś, konie z jeźdźcami lub bez migały mi tylko przed oczami. Gdy po trzecim okrążeniu pierwszy przeciął metę, tłum rzucił się na bieżnię obalając barierki. Ludzie darli się wniebogłosy. Niektórzy rwąc włosy z głowy ze łzami w oczach, inni opętani radością.

Zaciśnięte, uniesione w górę pięści. To widok, którego także nie zapomnę. Komu wygrażano? Dżokejom! W długiej historii Palio bodaj tylko jeden pochodził ze Sieny. Normalnie są spoza miasta, ponieważ ich los jest nie do pozazdroszczenia. Wygranego unoszą na rękach gotowi są ozłocić. Ale przegrany zrobi najlepiej uciekając z placu zanim dopadnie go tłum. Nie wiem jak miałby tego dokonać. Mną tłum miotał tak, że próżne były wszelkie wysiłki by się wydostać. Tyle, że ja byłem tłumowi obojętny, dżokeje zaś występują w barwach reprezentowanych kontrad. Są więc na widelcu. O tych, którym się uciec nie udało, donosi następnego dnia prasa. Mają wybite obojczyki, podbite oczy, zmiażdżone nosy i pogruchotane żebra. Za najgorszą pozycję, hańbiącą i dżokeja i kontradę, uchodzi drugie miejsce. Przy dalszych, na pociechę, pozostaje to, że mimo wszystko zostawiło się z tyłu taką czy inną dzielnicę. Drugi na mecie, uchodzi jedynie za pokonanego, nic więcej.

Ludzie ze zwycięskiej kontrady ruszają też, nie bacząc na żadne przeszkody, po zawieszone na narożniku budynku Palio. Sędziów nikt już wtedy słucha, a policja nawet nie stara się wprowadzać ładu. Tak musiały wyglądać Bachanalia. Ogarnięci szałem, zwycięzcy niosą Palio przez miasto, do świątyni. Z okrzykami triumfu i dziećmi na ramionach. W lipcu do kościoła Provenzano, w sierpniu do katedry. Święcenie bannera odbywa się przy dźwiękach Te Deum. Podniosły nastrój i patetyczna muzyka przywołują do porządku. Po mszy wszyscy gromadzą się znowu przy suto zastawionych stołach. Winem czci się zwycięstwo, albo topi w nim rozpacz przegranej. W obu przypadkach wznosząc z nadzieją toasty, za zwycięstwo w kolejnym biegu. Za rok, po 4 dniach uroczystości i 90 sekundach gonitwy!
INFO
Wszystko o Sienie dla turystów: www.aboutsiena.com
Wszystko o palio: www.ilpalio.org

Sieneńskie kontrady mają własne godła, barwy i… strony internetowe
Contrada dell’Aquila – Orzeł; www.contradadellaquila.com
Contrada della Chiocciola – Ślimak; www.contradadellachiocciola.it
Contrada dell’Onda – Fala; www.contradacapitanadellonda.it
Contrada della Pantera – Pantera; www.contradadellapantera.it
Contrada della Selva – Nosorożec; www.contradadellaselva.it
Contrada della Tartuca – Żółw; www.tartuca.it
Contrada della Civetta – Sowa; www.contradadellacivetta.it
Contrada del Leocorno – Jednorożec; www.contradaleocorno.it
Contrada del Nicchio – Muszla; www.nobilecontradadelnicchio.it
Contrada di Valdimontone (nazwa geograficzna, na sztandarze widnieje baran); www.valdimontone.it
Contrada della Torre – Wieża; www.contradadellatorre.it
Contrada del Bruco – Gąsienica; www.nobilcontradadelbruco.it
Contrada del Drago – Smok; www.contradadeldrago.i
Contrada della Giraffa – Żyrafa; www.contradadellagiraffa.it
Contrada dell’Istrice – Jeżozwierz; www.istrice.org
Contrada della Lupa – Wilczyca; www.contradadellalupa.it
Contrada dell’Oca – Gęś; www.contradadelloca.it
Do Sieny najłatwiej dostać się samochodem. Trzeba jednak pamiętać, że w zaułkach rozsiadłego na wzgórzach starego miasta jest bardzo ciasno. Większość ulic jest jednokierunkowa, a za postój się słono płaci. Nie warto jednak unikać opłaty, bo samochód zostanie natychmiast ściągnięty przez policję. Wykupienie pochłonie kilkaset euro, nie mówiąc już o nieuniknionych, czasochłonnych formalnościach.
Nocleg najlepiej znaleźć w okolicach Sieny. W jednym z malowniczo położonych gospodarstw agroturystycznych. Najtaniej i najsmaczniej, bo serwują w nich znakomite dania własnych receptur, z produktów spożywczych, z których jakości słynie cała Toskania (adresy, zgrupowane są regionami: www.agriturismo.it).
0 komentarzy dotyczących “Włochy / Toskania – 90 sekund, 4 dni, cały rok”