Zimą na Słowacji najczęściej słyszy się polską mowę. Czy spędzamy urlop u naszych południowych sąsiadów, bo blisko i tanio? Z pewnością nie tylko. Słowacy dbają o infrastrukturę, mają klimatyczne miejscowości, a wszechobecnym górskim krajobrazom trudno odmówić uroku.
Na Słowacji nigdy nie czułem się jak za granicą. Może dlatego, że góry naszych południowych sąsiadów – wszak tak podobne do naszych – kojarzyły mi się z wakacjami? A może dlatego, że w słowackim „hej”, oznaczającym potwierdzenie, pobrzmiewa echo gwary podhalańskich górali, z którą osłuchałem się w dzieciństwie? Może…
Z dziecięcych czasów wyniosłem też głębokie przekonanie, że Janosik był nasz. I że był jedynie postacią z bajek oraz obrazów na szkle malowanych. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy stanąwszy przed pomnikiem w Terchovej, dowiedziałem się, że zbójnik żył naprawdę – na przełomie XVII i XVIII w. Nazywał się Juraj Jánošík i urodził w sołtysiej rodzinie u stóp Małej Fatry. Z jeszcze większym zdumieniem przyjąłem później do wiadomości, że wcale nie łupił podłych i bogatych, otaczając opieką skrzywdzonych, lecz przeciwnie – napadał biednych, bo bogaci mieli zbrojne straże i odgradzali się od pospólstwa zamkowymi murami. Krótki żywot skończył marnie, skazany przez sąd w Liptowskim Mikułaszu na powieszenie. Na haku, ‚za poślednie ziobro‚. W tej kwestii legenda i historyczne przekazy pobrzmiewają zgodnie.
Prowincja Korony św. Stefana
Folklor, a przede wszystkim gwary słowackich oraz polskich górali są ze sobą blisko spokrewnione. Kształtowały się przecież w podobnych warunkach,
odzwierciedlając życie pasterzy i rolników oraz marzycieli poszukujących skarbów w górskich ostępach. Słowackie miasta i miasteczka powstawały z kolei na
ruchliwych szlakach handlowych łączących Polskę z Węgrami. Traktów tych strzegły zamki wznoszone przede wszystkim przez namiestników węgierskich
królów zwanych żupanami. Dlaczego przez nich? Ano dlatego, że Słowacja należała przez stulecia do Węgier. Była nawet nazywana Górnymi Węgrami.
W rzeczywistości stanowiła odległą od centrów władzy prowincję Korony św. Stefana. Do tego względnie spokojną, bo przez wieki łączyły nasze kraje raczej
przyjazne stosunki.
Ślady tej dawnej peryferyjności spotykamy na Słowacji do dzisiaj. Tyle że, oceniane ze współczesnej perspektywy, stanowią bezcenną spuściznę minionych wieków. Nie nadążając za modą, rządzącą również sztuką, w słowackich miastach i miasteczkach nie wymieniono np. gotyckiego wystroju świątyń. Ponadto w czasach habsburskich szlachta węgierska chętnie przyjmowała nowinki protestanckie, traktując to jako wyraz sprzeciwu wobec wiedeńskiego panowania.
W efekcie barok – narzędzie kontrreformacji – nie dominował tu tak mocno jak np. w Polsce poprzednich epok. To w dużej mierze dlatego cenne zabytki sztuki
gotyckiej na Słowacji spotykamy we wnętrzach nawet małych wiejskich kościołów. Wśród nich na pierwszy plan bez wątpienia wysuwa się główny ołtarz kościoła
farnego w Lewoczy – dzieło Mistrza Pawła. Porównywany z Ołtarzem Mariackim, ustępuje tak naprawdę dziełu Wita Stwosza jedynie (i to nieznacznie) wysokością
figur, bo piękna zmierzyć się przecież nie da.
Wieś cała z drewna
Słowacki krajobraz i klimat, kulturę i historię kraju znakomicie odzwierciedlają pozycje wpisane na listę UNESCO. Jest wśród nich np. Dreveník – obrzeżone wapiennymi skałkami niewysokie wzgórze z rozległym szczytowym plateau, na którym zakwitają u progu lata sasanki. Na północnym jego krańcu wznoszą się ruiny Zamku Spiskiego, a u stóp po drugiej stronie – zabudowania wsi Žehra z niepozornym, ale cennym romańskim kościołem. Świątynia ma skromną bryłę, ale ściany we wnętrzu pokrywają wspaniałe polichromie.
Są jaskinie, których rozległe korytarze wdzierają się w trzewia Krasu Słowackiego, wapiennego górotworu z pogranicza Słowacji i dzisiejszych Węgier. Jest górnicze miasteczko Bańska Szczawnica, z przepiękną kalwarią na stoku pobliskiego wzgórza, i otoczony wysokimi murami Bardejów. Jest wieś Vlkolínec, w której nie wolno już dziś budować nic nowego, żeby nie zakłócić harmonijnego układu, jaki tworzy kilkadziesiąt starych domów o ścianach z jodłowych bierwion. Są wreszcie drewniane świątynie, a wśród nich grupa dawnych cerkwi przytulonych do granic Polski i Ukrainy – tam, gdzie przez stulecia krzyżowały się wpływy rzymskiego katolicyzmu i prawosławia.
Widok z Kamzíka
Charakterystyczne dla słowackich miast i miasteczek jest to, że mają skupioną zabudowę i zajmują malownicze śródgórskie kotliny. Króluje wśród nich oczywiście Bratysława. Stolica, przez którą przepływa Dunaj, odległa jest niespełna 80 km od Wiednia. Pod panowaniem Habsburgów nazywana Pressburgiem, cieszyła się wielką sympatią cesarzowej Marii Teresy. Współcześnie też rozwija się w iście wiedeńskim duchu, przyciągając turystów klimatem starego miasta i krajobrazem okolicy, którą można podziwiać z restauracji urządzonej w koszu wieży telewizyjnej. Widać stąd, jak stolica Słowacji tuli się do południowych stoków Małych Karpat. Ku południowi rozciąga się z kolei Kotlina Panońska jedyny tak naprawdę pozbawiony gór skrawek kraju, zamieszkany przez kultywującą swój język i obyczaje mniejszość węgierską.
Wzgórze z wieżą telewizyjną nosi wdzięczną nazwę Kamzík. Po polsku oznacza to kozicę, co przypomina, że na Słowacji góry są najważniejsze. I że zimą pracują na ich stokach liczne wyciągi narciarskie. Wśród ich zagranicznych użytkowników najwięcej jest Węgrów i Polaków. Nasi bratankowie zimowych ośrodków prawie w ogóle nie mają. Nas te słowackie kuszą nowoczesną infrastrukturą, dobrą organizacją wzorowaną na rozwiązaniach alpejskich i niezbyt wygórowanymi cenami. No i tym, że w ich pobliżu dostępne są kąpieliska termalne. Znacznie większe niż u nas na Podhalu. Uruchomione jeszcze w latach 90., stale rozbudowywane i modernizowane, dawno już zyskały w Polsce licznych i wiernych klientów.

Słowackie aplikacje mobilne: http://slovakia.travel/pl/
Więcej w „Witaj w Podróży” (grudzień 2015/styczeń 2016), w dziale ‚Temat numeru’ (PDF —> tutaj).
0 komentarzy dotyczących “Słowacja – po drugiej stronie Tatr”