Zabiegi dla zdrowia, urody i relaksu tworzą dziś kosmopolityczny kalejdoskop. Wciąż jednak określa się je wspólnym mianem SPA. Skrótem od wyrażonej łacińskim zwrotem idei „salus per aquam” – uzdrawiania wodą.
Korzenie SPA tkwią w praktykach starożytnych Egipcjan, Greków i Rzymian. Wywodzą z medycyny Dalekiego Wschodu i Indii. Nierzadko ocierają o magię, wspierając równocześnie wynikami najnowszych naukowych badań. Przede wszystkim jednak podlegają modzie, i to w nie mniejszym stopniu niż fryzury, makijaż czy stylizacja ubioru.

Aromat pieczonego chleba i piwne SPA
W usytuowanym na przedmieściach Salzburga hotelu „Reiter Alm” już dawno wykorzystano stary piec chlebowy. Z jego rozgrzanego wnętrza wydobywa się ciepły, wilgotny, lekko cierpki zapach zakwasu i drożdży. Atmosfera tego miejsca ożywia wspomnienia. Ja, cofnąłem się myślami do wakacji spędzanych w dzieciństwie w Bukowinie Tatrzańskiej. Do góralskiego domu. Strzelającego w piecu ognia podsycanego szczapami wysuszonego drewna i sączącego się z kuchni takiego właśnie zapachu. Pojawiał się gdy gaździnka piekła chleb, wyznaczając rytm kończących się, kolejnych tygodni. Nikt wtedy kwater w prywatnych domach nie nazywał agroturystycznymi, a gospodarzom nawet przez myśl nie przeszło, że mogliby domowe rytuały skomercjalizować. Nie wiem czy seans w chlebowej komorze wpłynął jakoś znacząco na moje zdrowie, czy stałem się znowu piękny, młody i wysoki. Z pewnością jednak wyszedłem stamtąd przyjemnie zrelaksowany. Zaś sam pomysł wydał mi się oryginalny. Ba, odkrywczy. Tym bardziej, że w szerokiej gamie oferowanych na miejscu pakietów SPA & Wellness dominowały raczej powszechnie stosowane tajskie masaże, zabiegi rodem z ajurwedy, reiki, litoterapia, a więc głównie egzotycznego pochodzenia.
Również tam, w położonej po bawarskiej stronie granicy „Reiter Alm” zanurzyłem się pierwszy raz w życiu w piwnej kąpieli. Było to dobrą dekadę temu, i nie tak jeszcze popularną propozycję kierowano przede wszystkim do panów, by zająć ich czymś przyjemnym w tym samym czasie, w którym ich towarzyszki poddają się skomplikowanym i długotrwałym zabiegom. Dziś piwne SPA są bardzo popularne, zwłaszcza tam – w Bawarii i tuż za miedzą – u naszych braci Czechów. Wejścia do wanien wypełnionych wodą z dodatkiem piwa nie proponuje się przy tym pod żadnym wyszukanym pretekstem. Podkreśla się dobroczynny wpływ piwa na organizm i samopoczucie oraz fakt, że zdrowotne walory chmielowego trunku doceniano już przed wiekami wszędzie tam gdzie piwowarstwo było dobrze prosperującym i popularnym rzemiosłem.
Prekursorami w dziedzinie piwnych SPA w Czechach byli właściciele browaru Chodovar, działającego w miejscowości Chodová Planá, nieopodal słynnych Mariańskich Łaźni. Do ostatnio otwartych przybytków tego typu zaliczają się Rožnovské pivní lázně, w położonym zaledwie 80 km od Cieszyna Rożnowie pod Radhoszczem.
Kąpiel w piwie to w gruncie rzeczy pewien skrót myślowy. Wanna, bądź kadź – coraz częściej dwu- lub nawet kilkuosobowa, wypełniona jest bowiem wodą mineralną, do której jedynie dolewa się trochę piwa. Tak by kąpiel była aromatyczna, a piwny roztwór działał kojąco na zmysły, przynosił ulgę zmęczonym stopom, zaś zawarte w piwie składniki poprawiały pigmentację i elastyczność skóry, która po seansie staje się delikatniejsza i gładsza. Dodatkiem do kąpieli jest zwyczajowo szklanka piwa. To także zdrowy akcent, bo – o ile tylko nie pije się go w nadmiarze – piwo pokrywa w znaczącej mierze zapotrzebowanie na około 30 pożytecznych dla organizmu związków mineralnych. Z piwa wytwarza się także kosmetyki zwłaszcza aromatyczne szampony oraz płyny i żele do kąpieli.

Zdrowie z alpejskiej łąki
Do lokalnych tradycji szczególnie mocno nawiązuje się w krajach alpejskich. W ofercie wielu tamtejszych SPA popularne są zabiegi z użyciem siana. Zauważono bowiem, że pracujący na roli górale znacznie rzadziej od mieszczuchów cierpią na schorzenia reumatyczne. W wydaniu komercyjnym siana nie trzeba kosić, grabić ani ładować widłami na wóz. Być może zabiegi przez pracę też ktoś kiedyś zaoferuje. Póki co jednak, procedura ogranicza się do relaksu w pozycji leżącej lub siedzącej w okładzie z siana pod szczelnym przykryciem. W tych warunkach ciepło naszego ciała wyzwala olejki eteryczne z wysuszonych traw i kwiatów. Przesycona naturalnymi związkami wilgoć oddziałuje na skórę, a przyjemny aromat uspokaja.
W krajach alpejskich zyskała też ogromną popularność terapia zimną wodą – metoda wylansowana w XIX wieku przez Sebastiana Kneippa, proboszcza z Wörishofen w Bawarii. Sam zmagał się z dolegliwościami, a obserwacje przyrody, zachowania i pracy prostego ludu nasunęły mu refleksje, które spisał w wydanej w 1886 roku książce „Meine Wasserkur” (Moje leczenie wodą). Dziś w alpejskich kurortach powstają noszące jego nazwisko ścieżki rekomendowane kuracjuszom i gościom ekskluzywnych nawet SPA. W miejscach, w których przecinają górskie potoki, wodę zbiera się w korytkach wystylizowanych zazwyczaj sielsko jak poidła dla bydła. Należy w gromadzącej się w nich lodowatej wodzie zanurzać nadgarstki, łokcie, kolana i stopy. Działania te mają charakter prewencyjny, wzmacniają stawy i podnoszą odporność na schorzenia reumatyczne. Pamiętać jednak należy, ze Kneipp był zwolennikiem holistycznego podejścia do zdrowia. Twierdził, że żeby się nim długo cieszyć należy prawidłowo się odżywiać i być aktywnym. Skutecznego leczenia różnych przypadłości upatrywał w ziołolecznictwie. Popularność jaką zyskały jego metody sprawiła, że nawet z odległych stron przyjeżdżano do niego po poradę. Z czasem, miejscowość w której prowadził parafię przekształciła się w wyspecjalizowane w hydroterapii uzdrowisko Bad Wörishofen.
Z bożej apteki zaczerpnął też pomysły, a w konsekwencji zyskał sławę i pieniądze Ingo Metzler. Hodowca krów z Bruggan, wioski z najdalej na zachód wysuniętego landu Austrii, Vorarlbergu. Przedsiębiorstwo Metzler Käse-Molke GmbH produkuje kosmetyki z serwatki i mleka krowiego oraz koziego. Praktycznie nie ma w Austrii czy w sąsiedniej Szwajcarii SPA, w którym by ich nie używano. Specjalna linia delikatnych kosmetyków jest przeznaczona dla dzieci. Ponadto, rodzina wciąż produkuje czyste ekologicznie sery i inne przetwory mleczne, a ich farma z pensjonatem leży przy popularyzującym sery szlaku turystycznym Käsestrasse w Bregenzerwaldzie.
Pielęgnacji ciała, zwłaszcza skóry, a w konsekwencji urodzie sprzyja też używanie innego alpejskiego specyfiku. Ten z kolei pochodzi z Tyrolu, znad Achensee. Otoczonego górami jeziora, w którego okolicy występują bogate złoża oleju łupkowego. Legenda mówi, że to krew, jaka wyciekła przed tysiącami lat z ran jednego z pojedynkujących się alpejskich gigantów. Wsiąkła w ziemię i czekała aż ludzie odkryją jej cudowne właściwości. W połowie XIX wieku zaczęto olej wydobywać na większą skalę w związku z przemysłowym zapotrzebowaniem. Pół wieku później wyeksponowano jego znane od dawna miejscowej ludności właściwości lecznicze. Dziś Tiroler Steinöl jest głównym składnikiem olejów kąpielowych, żelów, mydła i szamponów, kremów, maści i płynów kosmetycznych, zaś położone nad Achensee miejscowości, z górniczych przekształciły się w uzdrowiskowe.

Pożytek z jabłek i winogron
Na tle popularnych alpejskich praktyk z wykorzystaniem siana, ziół a nawet wełny, oryginalnością wyróżnia się oferta Południowego Tyrolu. To część historycznej krainy, która po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej przypadła w 1918 roku Włochom. Tamtejszy region Vinschgau, otoczony alpejskimi olbrzymami z sięgającym niemal 4 tysięcy metrów Ortlerem na czele należy do największych w Europie zagłębi sadowniczych. Nic więc dziwnego, że również w dziedzinie zdrowia i urody wykorzystuje się tam to co można wycisnąć – w przenośni i dosłownie – z jabłek. Miąższ, sok, a nawet skórki. Aromatyczne owoce zawierają aż 13 witamin i 20 różnych rodzajów soli mineralnych. Są zdrowe nie tylko w codziennej diecie, ale jak się okazuje, również w pielęgnacji: do masażu, okładów i kąpieli. Ba, filiżanka naparu z jabłek i ziół pomaga w odtruwaniu organizmu z toksyn. Kąpiel pod prysznicem z dodatkiem żelu jabłkowego działa odświeżająco, a relaks z ciałem owiniętym płótnem nasączonym solami i octem jabłkowym pobudza zmysły, wygładza i ujędrnia skórę. Zabiegi z użyciem jabłkowych specyfików są w ofercie nie tylko hoteli Wellness & SPA, ale także stylowych łaźni w Merano. Do ich rozwoju przyczyniła się osobiście Sissi. Cesarzowa Austrii z upodobaniem odwiedzała kurort, poddając się kąpielom w miodzie i serwatce – było nie było także naturalnych produktach miejscowej proweniencji.
Dolina przecinającej Południwoy Tyrol rzeki Adygi, po niemiecku Etsch jest także jednym z wysoko cenionych europejskich regionów winiarskich. Na jej szerokim dnie i na zboczach, nierzadko pod skalnymi urwiskami ciągną się zagony winorośli. I, podobnie jak jabłka do zabiegów w SPA używa się winogron, soku, pestek, skórek, a także pozyskiwanych z owoców związków i składników mineralnych. Ba, w miejscowych SPA, niczym w jakiejś wegańskiej restauracji, w zabiegach proponowanych w poszczególnych dniach i okresach czasu dominuje wybrany aromat. Są więc dni ziołowe, miodowe, jabłkowe, winogronowe…
Podobnie jak Czesi i Bawarczycy wykorzystują swój ulubiony trunek, jakim jest piwo, tak w regionach winiarskich szuka się pożytków z winogron, winorośli i wina. Również w dziedzinie Wellness & SPA. Na czoło wybija się z pewnością Piemont, północno zachodnia prowincja włoska, z której pochodzą słynne na całym świecie wina Barolo i Barbaresco. Gospodarze wypracowali bogate programy rewitalizujące i określają je mianem Vinoterapii. Niejeden zaś hotel z rozbudowanym SPA, a nawet całe kurorty ochoczo podkreślają swoją winną specjalizację określeniem Weinresort – winne uzdrowisko. Z włoskimi konkurują oczywiście regiony hiszpańskie i francuskie. Niezależnie jednak od geografii i upodobań do smaku i bukietu konkretnych win, za etykietą winoterapia kryją się luksusowe zabiegi, zaspakajające w równej mierze potrzeby ciała, jak i ducha. Odnowa biologiczna prowadzona jest według receptur znanych już starożytnym ale połączonych z najnowszymi osiągnięciami kosmetyki. Doznaniami związane z piciem szlachetnego trunku czynią zabiegi z jej zakresu jeszcze przyjemniejszymi. Winogronowe maseczki na twarz odmładzają działając antyrodnikowo i przeciwzmarszczkowo. Okłady i kąpiele w winie regenerują, odżywiają komórki i poprawiają krążenie stymulując powstawanie kolagenu i elastyny. Dotleniona skóra staje się bardziej elastyczna, nabiera zdrowszego koloru, a przede wszystkim pięknie pachnie. Winoterapia obejmuje bogatą gamę zabiegów od peelingów i masaży, przez zabiegi odżywcze na skórę, po kąpiele winne i body wrapping.
W ślad za zastosowaniami zabiegowymi podąża przemysł kosmetyczny, korzystając praktycznie z każdej części winogronowej jagody – miąższu, pestek, skórki, a nawet szypułek. Ich ekstrakty poprawiają bowiem koloryt i jędrność skóry, działają odświeżająco, relaksująco i odprężająco. Wino zaś dostarcza organizmowi niezbędnych pierwiastków chemicznych takich jak: bor, brom, cynk, jod, magnez, potas, sód czy wapń. Zawarte w nim związki oczyszczają organizm z toksyn, a niepozorny olejek z pestek winogron zmniejsza ryzyko chorób serca. Taniny dobroczynnie działają na naczynia krwionośne, pobudzając krążenie krwi. Hamują rozwój tkanki tłuszczowej, a przyśpieszają jej spalanie, przeciwdziałając cellulitisowi.

Powrót do wód
Niezależnie od tego czy zabiegi SPA inspirowane są lokalnymi czy egzotycznymi doświadczeniami, podstawowe znaczenie mają kąpiele w wodach o zdrowotnym i relaksującym działaniu. W szwajcarskim kurorcie Leukerbad biją najobfitsze w Alpach źródła gorących wód. Wykorzystuje się je nieprzerwanie od początku XVI w. Biskup z pobliskiego Sion urządził wtedy kąpielisko. A w zasadzie dwa – luksusowe i kosztowne bo przeznaczone dla nobliwej klienteli oraz bezpłatne, otwarte dla wszystkich bez względu na przynależność stanową i majątek. W Austrii biją słynne źródła radonowe. W Bad Gastein w Kraju Salzburskim. Można tam również zażyć inhalacji. W komorach urządzonych w dawnych sztolniach kopalni kruszców bo powietrze przesycone jest radonem. Zabiegi relaksują, przeciwdziałając jednocześnie chorobom górnych dróg oddechowych i układu krążenia.
W tej dziedzinie Węgrzy mogą się poszczycić prawdziwym klejnotem. Jest nim małe, a mimo to największe w Europie jezioro wypełnione termalną wodą. Hévízi-tó. Tryskająca ze źródeł na dnie prastarego wulkanicznego krateru woda pozwala kąpać się w zbiorniku przez cały rok, bo temperatura waha się od 24 zimą do 36 st. C latem. Nawet nad strużkami wypływającymi z jeziora unosi się zawsze para, tym lepiej widoczna, im chłodniej. Swoisty mikroklimat sprzyja uprawie lilii wodnych, które ponad 100 lat temu specjalnie sprowadzono z Indii. Ten geologiczny, a wraz z naturalnym leśnym otoczeniem przyrodniczy fenomenem znajduje się nieopodal północno zachodnich brzegów Balatonu.
Na termalne kąpieliska postawiono na Słowacji już w latach 90. XX w. Teraz to my i Węgrzy stanowimy w nich najliczniejszą klientelę. Kuszą nas bowiem narciarskie stoki oraz niezbyt wygórowane ceny w hotelach i restauracjach. Natomiast kąpiele w ciepłych basenach na świeżym powietrzu, w kłębach pary unoszącej się nad taflą wody, stały się dla nas sztandarową formą apres ski. A że najczęściej odwiedzamy narciarskie stacje Tatr i Niżnych Tatr, po dniu spędzonym aktywnie na nartach lub desce chętnie kierujemy kroki do kąpielisk z rozbudowanymi sektorami Wellness & SPA. Szczycą się takimi Bešeňová, Liptowski Mikulasz i Poprad. A w kraju naszych sąsiadów działa jeszcze kilkanaście innych, równie atrakcyjnych kompleksów.

Materiał publikowany na łamach magazynu EGO Inspiracje w marcu 2016 (SPA —> pdf).
0 komentarzy dotyczących “SPA w Europie”