Wielowyznaniowość, charakterystyczna cecha lwowskiej rzeczywistości, fundament dziejów miasta i jego mozaikowej kultury, jest wciąż wyraźnie widoczna w krajobrazie.
Strzelające ku niebu na Starym Mieście wieże gotyckiej rzymskokatolickiej katedry i jednej z najstarszych w mieście świątyń – katedry ormiańskiej, sąsiadują ze sobą. Nieopodal wznoszą się kopuły metropolitalnej prawosławnej cerkwi. Na wzgórzu, w oddaleniu, piętrzy się najważniejsza świątynia grekokatolików – Sobór św. Jura. Kościołów, cerkwi i klasztornych zabudowań jest tutaj mnóstwo, ale unicki Święty Jur jest bodaj najlepiej z nich wyeksponowany – zbudowano go na wzgórzu. Natomiast rzymskokatolicki kościół św. Elżbiety z początków XX wieku według projektu Teodora Talowskiego, niedaleko głównego lwowskiego dworca kolejowego, ma najwyższe we Lwowie wieże.

Przez stulecia Lwów witał gości gwarem rozmów i modłów w różnych językach. Miasto rozwijało się i bogaciło, a jego kwartały wyznaczał przede wszystkim status ekonomiczny mieszkańców. Narodowości i religie koegzystowały, przeplatając się niczym wątki i osnowa wyrafinowanego kobierca. Gdy w 1866 roku we Lwowie zaczął obradować Sejm Galicyjski, powołany dekretem Franciszka Józefa I, miasto wyrosło na trzecią po Wiedniu i Budapeszcie stolicę cesarstwa. Jednak na przełom XIX i XX wieku przypadł poważny wstrząs społeczny jakim było budzenie się u ludów CK monarchii świadomości narodowej. Prowadziło to do skrajnych postaw szowinistycznych, kusząc jednocześnie polityków możliwością podsycania religijnych i narodowościowych animozji dla osiągnięcia partykularnych celów. Wtedy narodziła się idea Samostijnej (niepodległej) Ukrainy, której twarzą stał się Stefan Bandera. Rozpad CK monarchii i układanie politycznej mapy Europy na nowo, wzmocniły jeszcze bardziej niepodległościowe dążenia Ukraińców.

Kulminacyjnym okresem burzliwych dziejów XX wieku była II wojna światowa, po której Europę, a w konsekwencji świat cały, podzieliły mur i zimna wojna. Ukraina stała się radziecką republiką, w której świątynie – niezależnie od wyznania – przeznaczono w większości na cele świeckie. W rzymskokatolickim kościele św. Anny, usytuowanym w rozwidleniu głównych ulic wylotowych, biegnących z centrum ku zachodowi, był na przykład sklep meblowy, w przyklasztornym kościele benedyktynek stołówka pobliskiego zakładu pracy, a w kościele i klasztorze dominikanów kuriozalne Muzeum Religii i Ateizmu. Po delegalizacji Cerkwi Greckokatolickiej przez władzę radziecką, św. Jura przekazano powolnym komunistycznej partii wyznawcom prawosławia. Żeby jednak nie dominowała w krajobrazie, wystawiono u stóp dźwigającego ją wzgórza potężny cyrk, ozdobiono go kolorowymi neonami i plątaniną kabli, żeby z głośników puszczać muzykę. Już wcześniej, bo po 1941 roku, synagogi – choć nie wszystkie – zrujnowali naziści. Poza tym, Lemberg, jak nazywali Lwów, uważali za miasto niemieckie, więc go nie zniszczyli.

W latach 1901-1944 metropolitą lwowskim był Andrzej Szeptycki, przedstawiciel rodu, z którego wywodzili się liczni lwowscy hierarchowie wschodniego kościoła, i to on rezydował w pałacu sąsiadującym z Soborem, a był postacią kontrowersyjną. Z jednej strony, pomawiano go, że kolaborował z nazistami, z drugiej – ratował Żydów przed zagładą. Moralną dychotomię usprawiedliwiać miała przemożna chęć utworzenia wolnej Ukrainy… choćby nawet pod protektoratem diabła. Szeptycki pisał jednak listy do Watykanu krytykujące ludobójcze poczynania Niemców, a wiernych wzywał do niezabijania bliźnich, by – jak mówił – „nie służyć zakrwawionymi rękami świętej sprawie”. Związany z UJ historyk, Andrzej A. Zięba nazwał go na łamach „Uważam Rze” ‘patronem nieporozumienia polsko-ukraińskiego’.
Dziś, partia rządząca w Polsce zdaje się robić wszystko by popsuć polsko-ukraińskie stosunki. Natomiast we Lwowie, zwłaszcza na odrestaurowywanej z mozołem starówce, powraca do życia dawny klimat barwnego, wielonarodowego miasta. Spod tynków remontowanych kamienic wyłaniają się znowu hebrajskie napisy w jidisz, kreślone latynicą po polsku, gotykiem po niemiecku oraz cyrylicą po ukraińsku, informacje i reklamowe slogany. Święty Jur należy do architektonicznych cudów miasta i jest żywym miejscem kultu, zaś związana z nim postać Andrzeja Szeptyckiego – impulsem gorących dyskusji historyków.
Sobór św. Jura zbudowano w II połowie XVIII stulecia, na miejscu średniowiecznej prawosławnej cerkwi, zniszczonej przez kozaków Chmielnickiego. Autorem tego efektownego, rokokowego projektu był Bernard Meretyn. W sąsiadującym ze świątynią pałacu, grekokatoliccy arcybiskupi rezydowali do 1944 roku, kiedy to sowieci zlikwidowali Cerkiew unicką, świątynię przekazali w użytkowanie prawosławnym, a arcybiskupa Josypa Slipyja (Йосиф Сліпий, 1892-1984) uwięzili. Spędził w łagrach 18 lat. W latach 1944-1990 grekokatolicy działali na Ukrainie jedynie w podziemiu. Dopiero po pieriestrojce, w 1990 roku zwrócono im katedrę, republika uzyskała niepodległość, a w 1991 uroczyście powrócił do Lwowa, rezydujący w Watykanie metropolita Myrosław Lubacziwśkyj. W 1998 roku Świętego Jura ze Starym Miastem, Wysokim Zamkiem i Podzamczem, wpisano na listę UNESCO.
Jak pisze historyk sztuki Mariusz Karpowicz: „kościół ten, na planie krzyża greckiego, ma cztery potężne sześciany ramion ukoronowane w środku piątym olbrzymim sześcianem czworobocznego tamburu i kopuły. Surowość potężnych bloków łagodzi autor koronką attyk, zaokrągleniami naroży, malowniczymi wazonowymi sterczynami i przede wszystkim fantazyjnym falowaniem powyginanej w pionie fasady. Na osi, na szczycie dopełnia ją niespokojna sylwetka św. Jerzego na koniu tratującego smoka. Jedna to z najoryginalniejszych fasad i brył osiemnastowiecznej Europy – wielka, bezwieżowa katedra, której królującym akcentem wertykalnym jest, do wieży podobna, kopuła”.

Arcydziełem jest rzeźba św. Jerzego walczącego ze smokiem. Wieńczy fasadę. Fantazyjnie modelowane formy rozwianego płaszcza, końskiego ogona i grzywy dodają rzeźbie niezwykłej dynamiki, przez co kontrastuje ona ze znacznie bardziej statycznymi posągami świętych: Leona Wielkiego i Atanazego.
Wnętrze świątyni łączy barokowo-rokokową architekturę o wzorach zaczerpniętych z Zachodniej Europy z surowością kościoła wschodniego. Rokokowe detale dodają lekkości dekoracji. Obniżony ikonostas o przejrzystych formach składa się tylko z części dolnej z carskimi wrotami. Zamiast części górnej, w prezbiterium rozwieszono obrazy Łukasza Dolińskiego. W ołtarzu głównym znajduje się obraz pędzla Franciszka Smuglewicza – Chrystus Nauczający.

W bocznym ołtarzu zawieszono cudowny, otoczony wielkim kultem obraz Matki Boskiej Trembowelskiej, nawiązujący swoim ikonograficznym stylem do rzymskiego obrazu Matki Boskiej Śnieżnej. Do św. Jura przywieziono go w XVII wieku z klasztoru bazylianów w Trembowli. W ten sposób liczba słynących łaskami wizerunków Matki Boskiej we Lwowie, sięgnęła 18. Najważniejsze z nich – jako zabytki, a zarazem obiekty kultu – znajdują się w katedrach lwowskich obrządków chrześcijańskich. W katedrze łacińskiej – Matka Boska Łaskawa zwana Domagaliczowską, a w katedrze ormiańskiej XV-wieczny wizerunek Matki Boskiej Jazłowieckiej. Co ciekawe, kult Matki Boskiej jednoczył we Lwowie wyznawców różnych odłamów chrześcijaństwa, czego dowodem były wspólne nabożeństwa. Najgłośniejszą taką mszę odprawiono w 2004 roku, w 50. rocznicę ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu (przez Piusa IX bullą „Ineffabilis Deus”, 8 grudnia 1854).
Próby przywrócenia jedności chrześcijan i odejścia od wywołanej średniowieczną schizmą wielotorowości trwają od dawna. Unię brzeską ogłoszoną w 1596 roku można zaliczyć do tego nurtu, z tym, że w Rzeczpospolitej Szlacheckiej wyższą racją stanu było przywiązanie do korony terenów wschodnich, gdzie królował kościół prawosławny. Istotą unii był fakt uznania przez prawosławnych wiernych prymatu papieża i przyjęcie katolickich dogmatów. W kwestiach obrządku i zwyczajów mieli oni szeroko pojętą autonomię. Cerkiew unicka (greckokatolicka) nie zyskała jednak zbyt szerokiego poparcia. Przeciwko niemu wystąpiły bractwa cerkiewne, dostojnicy duchowni i świeccy.
W 2001 w pałacu metropolitów grekokatolickich w kompleksie katedry św. Jura, zatrzymał się papież Jan Paweł II, jako gość urzędującego metropolity Lubomyra Huzara. Ponoć z tej okazji kompleks archikatedralny przeszedł gruntowny remont. Szacuje się, że koszty przedsięwzięcia przekroczyły 36 milionów hrywien (za: Andrzej Kępiński: „Ukraina – po obu stronach Dniestru”, Poznań 2013, s. 136).
Na marginesie opowieści o lwowskiej świątyni, taki oto wywód przewodniczącego Rady Języka Polskiego w odpowiedzi na pismo Wydziału Spraw Obywatelskich Starostwa Powiatu Warszawskiego w sprawie zmiany imienia Jerzy na Jur (czyli o ekwiwalentności tych imion):
„[…] zacznę od uwagi, że z podaniem p. Jerzego K. łączą się dwa problemy: pierwszy – czy posługiwanie się na co dzień imieniem w formie innej niż zapisana w aktach stanu cywilnego (lub zgoła innym imieniem) uzasadnia wniosek o zmianę zapisu imienia; drugi – czy forma Jur jest zdrobniałą formą imienia Jerzy. Jeśli chodzi o problem pierwszy, podtrzymuję wielokrotnie wyrażaną w podobnych sprawach opinię negatywną. Forma imienia zapisana w aktach stanu cywilnego jest bowiem jego formą oficjalną, która poza stosunkami urzędowymi nie musi być i zwykle nie jest używana. Wielu pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, a także polityków znamy pod imionami innymi niż ich imiona zapisane w aktach stanu cywilnego. Tak jest w Polsce, tak też jest w innych krajach. Problem drugi jest bardziej skomplikowany. W stanowisku Wydziału Spraw Osobowych uzewnętrznia się potoczna świadomość językowa współczesnych Polaków. Rzeczywiście niektóre z pytanych przeze mnie osób zadeklarowały, że formę Jur odczuwają jako „pieszczotliwe zgrubienie” imienia Jerzy. W rzeczywistości obie te formy współwystępowały w Polsce już w XIV wieku jako odpowiedniki greckiego imienia Georgios, zapisywanego po łacinie jako Georgius, które w różnych językach przybrało różne postaci (por. angielskie George, francuskie Georges, hiszpańskie Jorge, niemieckie Georg, Jorg, Jürgen, rosyjskie Gieorgij, Jurij, włoskie Giorgio itd. Panującą dziś formę Jerzy zawdzięczamy Czechom (por. czeskie Jiři); wyparła ona formę Jur, po której pozostało jej regularne zdrobnienie Jurek, łączone dziś z Jerzym. Relacja między Jerzym a Jurem jest mniej więcej taka, jak między formami Andrzej i Jędrzej. Jeśli zaś formy Andrzej i Jędrzej traktowane są jako osobne, samodzielne imiona, podobnie należałoby potraktować formy Jerzy i Jur. Jur bowiem historycznie nie jest zdrobnieniem imienia Jerzy. Nie od rzeczy będzie tu przypomnienie, że jednym z najznakomitszych zabytków architektonicznych Lwowa jest greckokatolicka katedra pod wezwaniem św. Jura.” (za: www.rjp.pan.pl).

Teza o kolaboracji Szeptyckiego z nazistami jest bzdurna. Metropolita działał na rzecz i dla dobra narodu ukraińskiego, którego czuł się częścią i wiernych. Czy Węgrów, Finów, Estończyków lub Rumunów nazywa się dziś kolaborantami. Nie oni byli sojusznikami Niemiec. Ukraińcy nie mieli żadnego rządu „na wychodźswie” wobec którego powinni być lojalni. Współpraca z NIemcami była dla nich, podobnie jak dla państw nadbałtyckich, szansą na własną państwowość. Szeptycki ratował Żydów, czy to jakoś nie wyklucza kolaboracji?
PolubieniePolubienie