Chimera – skrzydlate monstrum o lwiej głowie, kozim tułowiu i wężowym ogonie wydawało z siebie ryk niczym grzmot i zionęło ogniem, pustosząc starożytną Licję.
Kres jej egzystencji położył licyjski heros Bellerofont, który dosiadłszy uskrzydlonego Pegaza zaskoczył potwora i poraził go strzałami z łuku, a wreszcie wbił oszczep w gardło straszydła. Ostrze z ołowiu stopiło się w ogniu buchającym z paszczy, zalewając wnętrzności Chimery.

Potwór zginął, ogień nie zgasł jednak. Ba, pali się nieprzerwanie w górach koło starożytnego rozkwitłego w czasach Licyjczyków miasta Olympos. To malowniczy teren, w którym góry opadają wprost do morza na wybrzeżu, ciągnącym się na południowy zachód od Antalyi, między miastami Demre na zachodzie i Kemerem na wschodzie. Na tak popularnej dziś Tureckiej Riwierze Ognie Chimery są kuszącym celem wycieczek. Pod nawiązującą do starożytnego mitu nazwą kryje się bowiem miejsce, w którym ze szczelin skalnych ulatnia się gaz ziemny, który – reagując z tlenem w powietrzu – ulega samozapłonowi. Nauka odziera mit z ekscytującej otoczki tajemniczości, niemniej jednak tłumaczy niecodzienne zjawisko, które można obserwować na rozległym terenie o powierzchni niemal 5 tys. m² położonym w masywie Tahtalı Dağı (2366 m), jak brzmi turecka nazwa tutejszej góry Olympos (warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, że w Grecji i Turcji gór o nazwie Olympos można się doliczyć około dwudziestu).
W wydobywającym się gazie najobficiej reprezentowany jest metan, stanowiący aż 87% składu; poza tym są w nim obecne: wodór (H2), azot (N2), krótko łańcuchowe alkany, hel (He) oraz dwutlenek węgla (CO2). Niegdyś płomienie były ponoć tak potężne, że widać je było z morza, dzięki czemu stanowiły dla żeglarzy naturalną latarnię morską.
W „Iliadzie”, Homer winą za pojawienie się Chimery obarcza króla Licji, Amisodara, który „straszną Chimajrę niegdyś na zło ludzi wielu wykarmił i wyhodował”.
Ognie Chimery płoną od zarania dziejów, a współcześnie stały się popularnym celem wycieczek, zaś w okolicach Çıralı, wyrosły niczym grzyby po deszczu niezliczone hotele, pensjonaty i lokale gastronomiczne. Od parkingu w głębokiej dolinie trzeba iść jeszcze około kilometra, a za wstęp na poprowadzoną do celu ścieżkę zapłacić kilka lirów. Nikogo to nie zraża. Niemal przez cały rok ludzie przybywają tutaj wieczorem, gdy płomienie prezentują się najefektowniej. A potem siadają i patrzą jak urzeczeni w płomienie. Potrafią zresztą nie tylko grzać się w ich cieple, ale na przykład… grillują köfte 🙂

Yanartaş, czyli Ognie Chimery (tur. dosłownie: Płonące kamienie) buchają z ziemi ok. 130 km na południowy zachód od Antalyi, nieopodal miejscowości Çıralı: www.atlasobscura.com
Polecam mit o Chimerze pióra Nathaniela Hawthorne’a w przekładzie Krystyny Tarnowskiej – książkę z 2014 roku (wyd. Buka) z ilustracjami Józefa Wilkonia. W komplecie audio CD, na której tekst mitu czyta Krzysztof Tyniec, w tle pobrzmiewa muzyka skomponowana przez Macieja Rychłego, lidera Kwartetu Jorgi.
Z recenzji Joanny Olech: „Amerykański XIX-wieczny romantyk powraca do naszych bibliotek w asyście Wilkonia, ozdobiony muzycznymi obrazami Rychłego, które sprawiają, że mitologia przemawia do wszystkich zmysłów. Próżność bogów z Olimpu zostaje zaspokojona”.
Pingback: Mýra, antyczna metropolia i św. Mikołaj – Paweł Wroński