Europa Słowenia

Słowenia – w cieniu Triglavu

Słowenia jest jak urodziwa kobieta o pragmatycznej duszy.

jezioro-w-Alpach-Julijskich

Z jugosłowiańskiego kokonu Słoweńcy wydobyli się szybko i z niewielkimi stratami. Wojna 1991 roku z Serbami o niepodległość trwała zaledwie 10 dni. Najszybciej z nowych członków Unii Europejskiej postawili gospodarkę na tak wysokim poziomie, że pożegnali się już z własną walutą, toliarem i jako pierwsi weszli do strefy euro. – Jak tego dokonaliście? Spytałem poznanego w Bledzie biznesmena. – Robimy rzeczy wystarczająco dobre aby je kupować i w rozsądnej cenie, żeby je sprzedawać – odpowiedział. Ten pragmatyczny duch ma kuszącą oprawę bujnej przyrody i zróżnicowanych krajobrazów. Gdyby w konkursach o tytuł miss Europy startowały całe państwa, głosowałbym na Słowenię. Jest tak mała, że nieledwie cała kryje się w cieniu najwyższej swej góry – Triglavu. Nieodparcie jednak kusi czarem miejskich zaułków, bukietem miejscowych win i szmaragdową tonią otoczonych górami jezior. Od bodaj najsłynniejszego z nich zaczęła się moja słoweńska przygoda. Jak się bowiem okazało, z lotniska w Lublanie jest niewiele dalej do słynnego Bledu niż do centrum stołecznego miasta. A że pogoda była piękna, góry wydawały mi się bardziej pociągające niż stolica.

Slowenia-koziorozce

Willa Tito i dzwon życzeń
W słońcu, wody jeziora Bled przybierają szmaragdową barwę, w pochmurny dzień zamieniają się w ciemny diament. Południowy brzeg okleił wianuszek eleganckich hoteli. Z ich tarasów i okien rozciągają się widoki na jezioro i piętrzące się na przeciwległym brzegu urwisko z przyklejonym do krawędzi zamkiem. Dalej, na tle nieba rysują się szczyty Alp Julijskich i Karawanków. Jednak najważniejsza jest wyspa – Blejski Otok. Każdego dnia, po wodzie niesie się głos umieszczonego tam dzwonu.

Początki Bledu sięgają czasów wczesnych Słowian. Miejsce związane jest z kultem bogini Živy. Więcej jednak jest legend niż namacalnych pamiątek tych odległych czasów. Tysiąc lat bez mała Bled należał do biskupów z Brixen w Południowym Tyrolu, którym cesarz niemiecki Henryk II podarował tutejszy zamek wraz z okolicznymi ziemiami. Tym bardziej więc pogańskie ślady uległy zatarciu. Na początku XIX wieku Bled przeszedł w ręce Habsburgów i szybko przekształcił w kurort. Pionierem był szwajcarski lekarz Arnold Riklie, który wzniósł pierwsze łaźnie już w 1855 roku. Z uroków Bledu i dobrodziejstwa wód korzystała od początku europejska śmietanka. W okresie międzywojennym rezydował król Jugosławii Aleksander. W przededniu II wojny światowej rozpoczął budowę murowanej willi. Po wojnie, gdy wszystko przewróciło się do góry nogami, emigrował, a willę przejął ojciec narodu jugosłowiańskiego, marszałek Tito. Odpoczywał w niej i podejmował gości, takich jak cesarz Haile Selassie, król Hussein, Indira Ghandi, czy dyktator Bokassa. Dziś, zamieniona na hotel, należy do luksusowej sieci Relais & Châteaux.

Ścieżka wyprowadza z ogrodu willi na brzeg jeziora. Blejski Otok wydaje się na wyciągnięcie ręki. Do jej brzegu wciąż podpływają łodzie. – Płyń, nie zwlekaj – zwraca się ktoś do mnie. Malarz, Dragoljub Rakinič. Jest mistrzem jednego motywu. Maluje bledzką wyspę z otulonym starymi drzewami kościołem. W barwach jesieni, wiosną, w pełni lata i zaśnieżoną… Wskazuje akwarelki. – Tylko trzy i pół euro – podkreśla wznosząc palec. – Z certyfikatem i datą. Na pamiątkę! A na wyspie pociągnij koniecznie za sznur dzwonu i pomyśl życzenie. Wszyscy tak robią. Dzwon spełni je niechybnie – dodaje.

Sztandarowa góra
Popłynąłem, pociągnąłem i pomyślałem… o Triglavie. Najwyższym szczycie Alp Julijskich, a zarazem świętej górze Słoweńców. Szczyt ma 2864 m wysokości. Nie może się więc równać z pokrytymi wiecznym śniegiem olbrzymami zachodnich Alp. A jednak od dawna chciałem się tam wybrać. Alpy Julijskie słyną ze wspaniałego krajobrazu, zwłaszcza urwistych ścian. Na wapiennym podłożu rozwija się mnóstwo roślin. W efekcie, z białymi urwiskami kontrastują zielone hale pełne kwiatów. Najpiękniejsze są wśród nich słonecznie żółte pełniki, niebieskie goryczki, czerwone julijskie maki, purpurowe dzwonki Zoisa i złociste tureckie lilie. Nigdzie indziej nie spotykałem tak licznych stad koziorożców. Spokrewnione z kozicami zwierzęta mają znacznie potężniejsze od szybkonogich kuzynek rogi. Wizerunek koziorożca zdobił rewers jednej z wycofanych już monet.

Slowenia-pod-Triglavem

Alpy Julijskie są rajem dla wspinaczy. Z myślą o zwykłych turystach, wzorem włoskich via ferrat, najtrudniejsze szlaki zabezpieczono stalowymi drabinkami, łańcuchami i klamrami. Triglav kojarzy się z imieniem prasłowiańskiego bóstwa. Nie ma jednak dowodów, na związki góry z pradawnym kultem. Widoczna natomiast z wielu zakątków słoweńskiej ziemi, wraz z Małym Triglavem i sąsiednim szczytem Rjavec tworzy trójwierzchołkowy masyw. Tak charakterystyczny, że Słoweńcy uczynili zeń godło, a sylwetką ozdobili narodową flagę.

W wapienny masyw prowadzi około 20 różnych szlaków. Najbardziej ekscytujący wiedzie z Mojstrany, doliną Vrata koło popularnego schroniska Aljažev Dom (można tutaj dojechać) i malowniczego wodospadu Peričnik. Łatwy odcinek kończy się u stóp północnej ściany. Dalej trzeba się wspinać. Ubezpieczony szlak turystyczny uchodzi za jedną z najwspanialszych tego typu dróg w całych Alpach. Ściana opada z Tarasu Kugy’ego, leżącego poniżej głównego wierzchołka. W licznych załomach i żlebach zalega przez cały rok śnieg. Powyżej jest nawet szczątkowy lodowiec. Słoweńcy nazywają ją zwyczajnie – Stena. Ale nie jest zwyczajna. Przypomina gigantyczną kurtynę. Przekracza tysiąc metrów wysokości i ma ponad trzy kilometry szerokości. Imponujący spektakl przyrody, który trzeba zobaczyć.

Nagrodą za trudy wspinaczki są wspaniałe widoki z wierzchołka. Latem czuwa tam także jeden z parkowych strażników (pasmo objęte jest granicami Triglavskiego Parku Narodowego). Wydaje chętnym potwierdzenia wejścia na szczyt. – Z pieczątką ma się rozumieć – zaznaczył skwapliwie, biorąc moje zaciekawienie tekstem na certyfikacie za wahanie.

Powiadają, że szczyt należy do tych miejsc na ziemi, w których kumuluje się pozytywna energia. Słoweńcy czerpią z niej siłę, więc wędrują na szczyt niczym muzułmanie do Mekki. Nie ma chyba Słoweńca, który choć raz w życiu nie wybrałby się na Triglav. Z wierzchołka roztacza się wspaniała, rozległa panorama. I nawet jeśli z energią to bajka, ten widok dodaje sił. W najwyższym punkcie stoi Aljažev stolp – metalowy schron z chorągiewką. Na pierwszy rzut oka przypomina zbudowaną przez dzieci rakietę. Pochodzi jednak z 1895 roku, a inicjatorem jego budowy był proboszcz z pobliskiego Dovje – Jakob Aljaž. Kompozytor i autor pieśni (między innymi patriotycznej „Oj, Triglav moj dom”) zapoczątkował budowę schronisk pod Triglavem. Dziś w Alpach Julijskich działa ponad 50 koczy. Odległość między nimi, nigdy nie przekracza pięciu godzin marszu.

Smoczy gród z cukierkowego snu
Z urwisk pod Triglavem, przez pełne kwiatów łąki i świerkowe lasy zszedłem do Bohinja. Równie popularne miejsce jak Bled, jednak w jakiś cudowny sposób zachowuje atmosferę schowanej w górach osady. Ozdobą Bohinja jest rozległe jezioro, w którego tafli odbija się wieża miejscowego kościoła. Pokryty freskami należy do szeregu słoweńskich symboli. Jak bowiem kraj długi i szeroki, na pagórkach koło licznych miejscowości, wznoszą się podobne świątynie. Zazwyczaj skromne, z jedną tylko wieżą, ale sięgające zrębami średniowiecza.

W Słowenii wszystko jest kameralne. Nie tylko wioski, ale również miasta. Otoczony murami Piran zajmuje wysunięty w morze półwysep. Nad czerwonymi dachami stłoczonych kamieniczek, dominuje wieża kościoła św. Jerzego. Miasteczko jest ważnym ośrodkiem przemysłu solnego. W położonym nieopodal na wybrzeżu Sečovlje można poznać odwieczne techniki jej produkcji i wziąć udział w tradycyjnym festiwalu organizowanym od wieków przez solnych mistrzów w kwietniu, czerwcu i sierpniu.

Należące do Słowenii wybrzeże Adriatyku liczy zaledwie 46 km. Nieopodal Piranu leży również malowniczy Koper o antycznych korzeniach. Miasta interioru mają nie mniejszy powab. Przeglądające się wodach rzeki Drawy Ptuj i Moribor, otoczone winnicami Novo Mesto w zakolu rzeki Krka, Štanjel ze wspaniałymi ogrodami Ferrari u stóp wapiennego Krasu, Cerknica nad okresowo zanikającym jeziorem, czy tysiącletnia Škofja Loka (Biskupia Łąka), przytulona do wzgórza, u stóp biskupiego zamku. Škofja Loka współzawodniczy z Ptujem i Piranem o miano najstarszej osady w Słowenii. Najpiękniej wygląda wieczorem, gdy zamek i kluczowe obiekty historyczne oświetlone są reflektorami.

Miast jest w Słowenii jedenaście. Kwintesencją słoweńskiej miejskości jest Lublana. Pomimo smoka w herbie (pokonanego przez mitycznego Jazona podczas wyprawy po złote runo), pomimo 275 tysięcy mieszkańców, w stolicy Słowenii panuje miasteczkowa, zgoła nie metropolitalna atmosfera. Miasto jest niezwykle barwne i dekoracyjne. Większość ważnych budowli wzniesiono w stylu secesyjnym, według projektów Joze Plečnika. Miał pole do popisu, ponieważ pod koniec XIX wieku, w trakcie silnego trzęsienia ziemi miasto uległo niemal całkowitemu zniszczeniu. Niewysokie z reguły budynki tulą się do brzegów meandrującej przez miasto rzeki Lubljanicy. Kamienice, kościoły i pałace cieszą oczy soczystymi kolorami elewacji. Na głównym miejskim placu noszącym imię wielkiego poety Prešerena, znajduje się największy klejnot tutejszej secesji, tak zwana Ura (Šmalčeva hiša), w której mieścił się niegdyś sklep dla malarzy. Prekursorzy dzisiejszych graffiti, zdobili mury budowli wesołymi malowidłami. Dziś coraz częściej budynek zasłaniają reklamy.

Na miejskich placykach i w wąskich uliczkach panuje nieustannie gwar. Kawiarniane stoliki są powystawiane na zewnątrz, a wśród gości, oprócz kelnerów uwijają się uliczni grajkowie.

Z otaczających miasto wzgórz spływa niemal do centrum zielony płaszcz lasów, potęgując i tak silne wrażenie prowincjonalności. Harmonia z przyrodą jest fenomenem, na który zwraca uwagę każdy, kto odwiedza Lublanę. Dziennikarka francuskiego „Le Figaro” porównała ją nader trafnie do cukierkowego snu cesarzowej Sissi. Zaś kryteria dokonanego przeze mnie wyboru między miastem a naturą, okazały się w przypadku Lublany całkowicie chybione.

Cviček i inne przysmaki
Walorom krajobrazu dorównuje słoweńska kuchnia. Łączy w sobie wpływy śródziemnomorskie i alpejskie. Czerpie również z tradycji węgierskiej. Przecież Panonia za miedzą. Typowe przysmaki przyrządzane są z mąki i kaszy. Prym wiodą wśród nich świąteczne chleby formowane w kształcie warkoczy oraz podobne trochę do naszych pierogów – štruklji. W Słowenii przyrządza się je na 70 sposobów, stosując słodkie, mięsne lub warzywne farsze. Swojski charakter miejscowej kuchni podkreślają kluski – žganci. W menu tradycyjnych gospód (gostilni) króluje potica – strucla równie dobra jako danie główne, jak i solidny deser, ponieważ przyrządza się ją z wytrawnym i ze słodkim, owocowym nadzieniem. Przebojem jest szynka suszona na powietrzu – pršut. Nawet nazwa tego przysmaku nie pozostawia wątpliwości co do pokrewieństwa z włoskim prosciutto.

Wielkim skarbem Słowenii są wina. Świat wie o nich niewiele, gdyż eksportowane są w znikomej ilości. Podobnie jak w Szwajcarii czy w Czechach, cieszą się ogromnym powodzeniem na miejscu. Turyści dołączają dość szybko do grona wielbicieli ich smaku i bukietu, toteż niewiele pozostaje do wywiezienia za granicę. Ale może to i lepiej, gdyż – jak uczy doświadczenie – wino, smakuje najlepiej tam, gdzie je wykonano. Widać jest w nim zaklęta nie tylko prawda, ale i duch miejsca. W Słowenii jest 14 regionów winiarskich. Primorje słynie z oryginalnych białych win, na pograniczu z Włochami króluje czerwone Refosco, nazywane tutaj Refošk. W regionie Podravje powstają przyjemne Riezlingi, aromatyczne Traminece oraz musujące wina Penin. Zaś z położonego na południu regionu Posavje pochodzi słoweńska specjalność – Cviček. Wytrawne, łagodne wino zalicza się do czerwonych, chociaż komponowane jest w niecodzienny sposób z czerwonych odmian winogron Žametna Črnina i Blue Frankinja oraz białej Kraljeviny, której domieszka stanowi 20-30% składu. Cviček pasuje znakomicie do wszelkich posiłków i jako aperitif. Przypisuje mu się także właściwości zdrowotne. Najlepszą rekomendacją jest jednak miejscowe przysłowie: „o cvičku ni kaj govoriti, cviček se samo pije (nie ma co gadać o cvičku, cviček się pije)! A zatem, na zdravje!

* * *

O Słowenii słów kilka
www.slovenia.info
Kraj graniczy z Austrią, Węgrami, Chorwacją i Włochami.
Stolica: Lublana
Powierzchnia: 20 tys. km2
Ludność: 2 miliony
Języki: słoweński 91%, serbo-chorwacki 4,5%, inne, w tym węgierski 4,5%
Najwyższy szczyt: Triglav w Alpach Julijskich (2864 m n.p.m.)
Waluta: euro

Hit: niedźwiedzie; jeszcze niedawno ich populację szacowano na 500 sztuk. Za dużo jak na mały kraj. I chociaż Słoweńcy obdarowują nimi europejskich sąsiadów, i tak zostało im jeszcze ponad 300 brunatnych obywateli. Misie sprawiają czasem kłopoty. Trzeba na nie uważać na drogach, błąkają się nie tylko po lasach. Przed kilku laty jeden zawędrował aż do Bawarii. Inny trafił do Lublany i skrył się na dziedzińcu… miejskiego przedszkola.

Tekst był publikowany na łamach magazynu „Release” w 2007 roku.

0 komentarzy dotyczących “Słowenia – w cieniu Triglavu

Skomentuj jeśli chcesz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: